Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ewa Janiuk: Nie mam czasu na rutynę [rozmowa NaM]

Magda
Archiwum NTO
Rozmowa z Ewa Janiuk, opolską położną, szefową NZOZ Zdrowa Rodzina

- Ile ma pani dzieci?
- Których? Tych, które urodziłam sama, czy tych, które przyjęłam na świecie? Dzieci tych mam, których ciąże prowadziłam, ale rodziły się gdzie indziej, też uważam za swoje. Nie wpadłam na to, by je liczyć, a chyba powinnam. Wszystkie mam w sercu. Na pewno są ich setki, jak nie tysiące…

- Gdy się tyle lat wykonuje to samo zajęcie, ciężko nie popaść w rutynę?
- W moim przypadku nie ma takiej możliwości. Każdy człowiek to inna historia, inna potrzeba. Poza tym… Znajdź sobie pracę, która jest twoim hobby, a przestaniesz zauważać, kiedy kończysz pracę, a zaczynasz czas wolny (śmiech). A tak na serio. Bardzo się pilnuję, by rutyna mi nie zagroziła, dlatego ciągle dodaję sobie zadania. Nie tylko prowadzę ciąże, witam na świecie dzieci. Zajmuję się też pracą społeczną, ochroną zdrowia, uczę innych i sama się uczę. Nie mam czasu na rutynę.

- Gdy na porodówkę trafiają ciężarne, których ciąże pani prowadziła, niejedna słyszy, że od razu widać, iż jest „dziewczyną Janiukowej”. Czyli taką, która jest wyedukowana i o elementarne rzeczy nie pyta. Wie za to, jak chce rodzić i jakie ma prawa. Nie zawsze jest to mile widziane w szpitalach…
- No i co ja mam pani powiedzieć… Za każdym razem trwam w wielkim napięciu. Bo wiem, że uświadamiając moje ciężarne mam rację, ale zderzenie z rzeczywistością panującą w polskich szpitalach bywa brutalne. Często jestem takim buforem, zbieram cięgi ze strony środowiska medycznego za swoje „rewolucje”, które przecież powinny być normą, a z drugiej strony obrywa mi się od ciężarnych za środowisko medyczne, za to że nieraz są traktowane nie tak, jak by chciały. Odkąd w 2011 roku wprowadzono standard opieki okołoporodowej i tak mam nieporównywalnie łatwiej, bo mam się do czego odwołać i ja, i rodzące. To już jest prawo, którego można nie lubić, można kręcić nosem, ale trzeba przestrzegać.

- Wie pani, że mówi się o pani „na mieście” opolska Jeannette Kalyta?
- Bardzo mnie to dziwi! Z Jeannette znamy się bardzo dobrze. Obie jesteśmy położnymi, obie mamy za mężów strażaków, ale na tym podobieństwa się kończą. Ona jest znana w Polsce jako położna gwiazd, ale o tym, co my mamy tu w Opolu może tylko pomarzyć. Mówię o tym wirusie „Zdrowej Rodziny”. O promocji zdrowego stylu życia i fizjologii, edukowaniu o standardach opieki okołoporodowej, kompleksowym podejściu do ciąży i rodzenia.

- Ten wirus teraz opanowuje Polskę. Pomaga w tym pani m.in. Agnieszka Maciąg, znana modelka…
- Agnieszka jest twarzą „Zdrowej Rodziny” i naszej akcji „Po prostu położna”, którą wspólnie z portalem „Siostra Ania” prowadzimy już w całym kraju. To ruch społeczny i akcja edukacyjna mające uświadamiać ciężarnym ich prawa. Poznałyśmy się, bo Agnieszka prowadziła u nas ciążę. Wchodzę pewnego dnia do „Zdrowej Rodziny” i widzę piękną, wysoką kobietę z brzuszkiem. Rozmawiamy, umawiamy się na termin spotkania. Kątem oka widzę, jak moje podekscytowane położne kręcą się i poskakują na krzesłach. Gdy się pożegnałyśmy, pytam je, o co chodzi. A one „no co ty, nie wiesz, kto to był? To ta znana modelka!” Na następnym spotkaniu przeprosiłam Agnieszkę, że nie skojarzyłam, kim jest. A ona była z tego bardzo zadowolona. Pierwszy raz w życiu spotkała się z tym, że ktoś potraktował ją jak normalną kobietę, a nie jak gwiazdę. A ona jest bardzo normalną, fajną dziewczyną.

- Tym samym Agnieszka Maciąg zasiliła grono „dziewczyn Janiukowej”. Witała pani na świecie jej córeczkę Helenkę, to był poród domowy. Jest pani jedną z nielicznych położnych, które je przyjmują.
- A kiedyś byłam ich przeciwniczką (śmiech). Najpierw jednak całkowicie przewartościowałam swoje pojęcie o położnictwie. Gdy przez pół roku leżałam plackiem w szpitalu walcząc o utrzymanie zagrożonej ciąży, uczyłam się pokory i licytowałam z Panem Bogiem: pozwól mi urodzić zdrową córeczkę, a ja zrobię wszystko, by innym kobietom rodziło się lepiej. Udało się i od tej pory, od 1992 roku, staram się tej obietnicy dotrzymywać. Porody domowe są jedną z form jej realizacji. Spotkałam się z nimi po raz pierwszy lata temu, gdy usłyszałam, że w ten sposób rodzili znajomi mojego męża. Byłam zbulwersowana i uważałam, że trzeba coś zrobić, by nie narażali następnych dzieci. Gościliśmy ich u siebie kilka miesięcy później. Im więcej szukałam argumentów przeciw, tym bardziej okazywało się, że są one za. Byłam zdeterminowana, by ich nawrócić, ale gdy zaczęłam słuchać, co mówią, podziękowałam Bogu, że dał ludziom dwoje oczu i uszu, a tylko jedne usta.

- Pracuje pani przed pracą, w trakcie pracy i po pracy. A kiedy pani odpoczywa?
- Kiedy uciekamy z mężem na żagle. Zrobiliśmy patent grubo po czterdziestce. Marzy mi się też taki tydzień wolnego we własnym wyplewionym ogródku. Żeby wyłączyć komórkę, odciąć telefon domowy i Internet, pobyczyć się. Zrobiłabym to, gdyby mi się chciało. Ale chyba mi się jeszcze nie chce (śmiech).

Magdalena Żołądź

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co włożyć, a czego unikać w koszyku wielkanocnym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto