Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lato: Leo już nie będzie trenerem reprezentacji

Rafał Romaniuk
Po tym, co nasza reprezentacja pokazała wczoraj w meczu ze Słowenią w Mariborze, trudno się nawet nad nią pastwić. Tak byłoby najprościej i najsprawiedliwiej. Nad tą trumną powinna jednak zapaść tylko cisza.

Po raz kolejny skończyło się na kompromitacji, tym razem największej w tych eliminacjach – 0:3 po grze, jakiej nie widzieliśmy od dawna. Mimo że teoretycznie mamy jeszcze szanse na 2. miejsce w grupie i baraże, to na 99 procent mundial obejrzymy w telewizji. Beenhakker żegna się z Polską. Zostawia po sobie spaloną ziemię.

– Przygoda Leo z Polską kadrą się skończyła – powiedział wczoraj w Mariborze wiceprezes PZPN Antoni Piechniczek. Na pytanie, co to oznacza, odpowiedział: – Spotkamy się z trenerem i sobie porozmawiamy.

Prezes Lato nie pozostawił jednak złudzeń: – To koniec Beenhakkera! Przestaje być selekcjonerem kadry Polski.
Można się było spodziewać, że w meczu ze Słowenią reprezentacja Polski prochu nie wymyśli. Optymizmu nie było skąd czerpać, skoro dzień przed spotkaniem kapitan naszej kadry Michał Żewłakow na pytanie, czy może zapewnić, że zagramy lepiej niż z Irlandią Płn., odparł tylko: – Gramy tak, że obiecać nie mogę niczego.
Miał rację Zbigniew Boniek, który po spotkaniu z Irlandią Północną stwierdził, że zagraliśmy całkiem niezły mecz, bo tej kadry na więcej dziś nie stać. Ze Słowenią było dużo gorzej. Nie chodzi nawet o to, że nasi piłkarze mieli problemy z wymieniem trzech szybkich podań w ataku. Że ich akcje były w tempie... W żadnym tempie. Że aby wykręcić niektórych naszych obrońców z murawy, trzeba było użyć śrubokręta.

Piłkarze Leo od pierwszej minuty udowodnili, że reprezentacja w takim kształcie nie ma prawa dalej istnieć. Że zamiast cieszyć, będzie coraz bardziej frustrować. Doczekaliśmy się czasów, gdy najgroźniejsze akcje w meczu ze Słowenią stwarzają... kibice przeciwników. Wczoraj nadzieję na korzystny rezultat mieliśmy tylko w momencie, gdy na murawę spadło kilka rac. – Walkower – krzyknęło kilku polskich fanów, ale i oni wiedzieli, że to tylko marzenie ściętej głowy, bo skończy się co najwyżej na karach finansowych. Tym razem to nie nasi fani robili awantury na stadionie. Choć zajęli tylko jeden sektor, momentami przekrzykiwali Słoweńców. Na koniec odśpiewali hymn, ten prawdziwy, narodowy, choć wiele razy intonowali ten na cześć PZPN-u. Mieli za złe, że działacze 600 biletów, które trafiły do Polski, rozdzielili głównie między siebie. „Jesteśmy zawsze tam, gdzie PZPN biletów nie ma” – taki transparent wywiesili na sektorze i co rusz pozdrawiali Latę.

Na boisku Leo próbował reagować na fatalne wydarzenia na boisku. Gdy straciliśmy pierwszą bramkę (Artur Boruc w fatalnym stylu przepuścił pod pachą strzał Zlatko Dedicia), pozycjami zaczęli zamieniać się Jacek Krzynówek i Jakub Błaszczykowski. Po piłkę znów cofał się Paweł Brożek. Ludovic Obraniak, choć miał dużo miejsca, bo grał za napastnikiem, kręcił się bez ładu i składu. I tak można marudzić. Na nic zdały się zmiany. Wszedł Łobodziński, wszedł Smolarek. Nie zrobili żadnej różnicy, bo do wymiany nadawała się cała jedenastka.

Beenhakker kilkadziesiąt minut przed meczem długo i nerwowo przechadzał się wzdłuż ławki. Wypalił kilka papierosów. Wiedział, że gra idzie nie tylko o punkty i przedłużenie szans na wyjazd na mundial. Nie bał się, że zostanie zwolniony, bo czeka już na niego ciepła posada w Feyenoordzie Rotterdam. Ale i on miał swoje ambicje. Wiedział, że porażka będzie oznaczać, że jego trzyletnia praca w Polsce zostanie oceniona jako klęska. Nikt nie będzie pamiętał, że awansował do Euro 2008 po raz pierwszy w historii. W piłce liczy się tu i teraz.

A rzeczywistość jest taka, że Słoweńcy strzelili nam trzy bramki, a mogli dużo więcej. Leo odejdzie, to pewne. Tym razem nie będzie mógł narzekać, że przeszkadzali mu działacze, bo w ostatnich tygodniach miał komfortowe warunki pracy. Nikt z działaczy się nie wyzłośliwiał, nikt nie nocował w tym samym hotelu. W Mariborze, choć PZPN-owska wierchuszka miała wielką ochotę ponarzekać na kadrę, gryzła się w język.

Do końca eliminacji pozostał miesiąc i mecze z Czechami i Słowacją. Prezes Grzegorz Lato i jego najbliżsi współpracownicy przygotowali już plan B. – Jeśli Leo zdecyduje, że chce dokończyć eliminacje, to dokończy – zapewniał przed meczem Piechniczek. – A jeśli zdecyduje się wrócić do Holandii, w ostatnich dwóch meczach kadrę poprowadzi Stefan Majewski. Później się zobaczy – powiedział nam w Mariborze jeden ze współpracowników Laty.

Wiadomo już, że Majewski w październiku zastąpi Leo na dwa mecze, a od grudnia do Euro 2012 kadrę poprowadzi Franciszek Smuda.
Dzień przed meczem Roger powiedział, że porażka będzie oznaczać śmierć tej kadry. Pogrzeb czas rozpocząć. Smutna to ceremonia. Cofamy się w rozwoju do czasów, zanim kadrę objął Jerzy Engel i gdy przez lata nie mogliśmy awansować do wielkiej imprezy. I przez lata nasza kadra potrafiła tylko frustrować. Cisza nad tą trumną...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Lato: Leo już nie będzie trenerem reprezentacji - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na kalisz.naszemiasto.pl Nasze Miasto