18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oleśnica: Sukces Bartnika wciąż żywy

Grzegorz Kijakowski
b Minęło 20 lat od zdobycia przez Wojciecha Bartnika olimpijskiego brązu. W rozmowie z nami nasz medalista wspomina atmosferę wioski olimpijskiej, opowiada o tym, jak zmieniło się jego życie i kiedy przestanie działać „klątwa Bartnika”

Panie Wojtku jak opisałby Pan atmosferę tamtych dni, w czasie igrzysk olimpijskich? To musiało być niezwykłe...
Tak. Minęło 20 lat, a wydaje się jakby to było wczoraj. Pamiętam jak razem z trenerem z niecierpliwością czekaliśmy na losowanie. Czekałem aż dojdzie do mojej kategorii, czyli wagi półciężkiej. Los przydzielił mi Alexa Gonzaleza z Puerto Rico, który był wówczas niezwykle utalentowanym zawodnikiem. A ja wiedziałem, że muszę wygrać i tak się stało. Później w kolejnej walce z Mohamedem Bengusemią też odniosłem zdecydowane zwycięstwo i szykowałem się do pojedynku z Angelem Espinozą. Mój kolega mówił, że to jego idol, a walka z całą pewnością będzie krwawa. No i tak było... Była to walka o wszystko. Padło kilka naprawdę mocnych ciosów, ale w trzeciej rundzie uzyskałem przewagę i ostatecznie wygrałem 9:3 z Kubańczykiem.

Była szansa na zwycięstwo z Torstenem Mayem w półfinale?
Wiedziałem, że medal mam już w kieszeni, więc podszedłem nieco rozprężony do tej walki. Dodatkowo przez dwa dni trenerzy dawali mi do zrozumienia, że pojedynek może się nie odbyć ze względu na bolesną kontuzję łuku brwiowego Maya. Ostatecznie Niemiec wystąpił z plastrem, który był zabroniony. Ale Niemcy mieli wtedy bardzo silne wpływy w strukturach olimpijskich i delegaci przymknęli na to oko. Po walce miałem niedosyt. Ja czułem, że tej walki nie przegrałem, że to były takie bokserskie szachy. Ze strony Maya tych ciosów padło naprawdę niewiele.

Jaka była atmosfera w samej wiosce olimpijskiej?
Atmosfera była dobra, choć pojawiał się niepokój związany z atakiem terrorystów. Uważam jednak, że byliśmy naprawdę bezpieczni. W wolnych chwilach chodziliśmy na spacery do miasta. Było czuć więź z innymi polskimi sportowcami, każdy z każdym przybił piątkę, życzyliśmy sobie powodzenia. Ciężko natomiast było wytrzymać jeśli chodzi o temperaturę. Trzeba było otwierać okna, drzwi, brakowało klimatyzacji. Te noce naprawdę nie były łaskawe. Warto też dodać, że właśnie w wiosce olimpijskiej miałem możliwość poznania wielu wspaniałych sportowców. Bardzo miło wspominam znajomość z jugosłowiańskim tenisistą Goranem Ivanisevicem, który podobnie jak ja zdobył brązowy medal.

Na tych igrzyskach boksowali wówczas Oscar de la Hoya, David Tua. Nie żałuje Pan, że nie udało się zrobić większej kariery w zawodowstwie?
Przede wszystkim oni obaj byli młodsi, a ja już miałem 25 lat. Brakowało mi też odpowiedniego menedżera, który mógłby pokierować moją karierą. Miałem zaproszenie na testy na Florydę, ale to wiązało się z przejściem na zawodowstwo. Prawda jest też taka, że nie miałem ogromnego parcia na karierę. Nie chciałem zostawić mojej narzeczonej, rodziny.
Ostatecznie zawodowym bokserem zostałem już jako 34-latek. Mimo tego uważam, że i tak sporo na tej niwie osiągnąłem (dwa razy pas Międzynarodowego Mistrza Polski, pas federacji World Boxing Foundation, pas federacji Europe Profi Box przyp. red.)

Jak zmieniło się życie Wojciecha Bartnika po Barcelonie?
Czy się zmieniło? Na pewno stałem się bardziej rozpoznawalny. Pamiętam jak wracaliśmy z igrzysk to byłem zapraszany do różnych restauracji, razem z przyjaciółmi wstąpiliśmy na lepszy obiad do Warszawy. Na każdym kroku ktoś zaczepiał, robił sobie ze mną zdjęcia. Po powrocie z Barcelony do Oleśnicy w domu od razu zebrała się cała masa znajomych, sąsiadów, był szampan , wspaniała atmosfera
Pamiętam też, że przez długi czas po powrocie do Oleśnicy taksówkarze wozili mnie za darmo po mieście, nie chcąc pieniędzy za kurs.

Po takim sukcesie musiało być wiele pokus...
Być może, nie pamiętam (śmiech). Wiadomo to było niezwykłe uczucie, ale woda sodowa mi do głowy nie uderzyła.

Kariera po brązowym medalu z całą pewnością nabrała rozpędu?
Nie do końca tak było. Uważam, że gdybym miał wtedy kilku przyjaciół związanych z boksem, to można było uzyskać kolejne medale na innych imprezach. Miałem propozycję z Bayeru Leverkusen co wiązałoby się z podpisaniem kontraktu zawodowego. Ale pewnym osobom zależało, abym nie wyjeżdżał z kraju, czego jednak nie żałuję, bo pewnie wtedy nie byłoby mnie na igrzyskach w Atlancie i Sydney. Na tych olimpiadach startowałem już w wadze ciężkiej i trudno było mi walczyć z niektórymi zawodnikami. Może gdyby ktoś wcześniej do mnie dotarł i przekonywał, żebym robił tę wagę to byłyby możliwości, aby zdobyć medal i na igrzyskach w 1996, i w roku 2000.

W Londynie pierwszy raz od 1932 nie mieliśmy swojego reprezentanta w boksie na igrzyskach. Niektórzy mówią o „klątwie Bartnika”. Co się dzieje z polskim boksem?
A czy ja wyglądam na ducha? (śmiech). Uważam, że kilku naszym zawodnikom niewiele zabrakło do sukcesu, jak choćby Andrzejowi Rżanemu na igrzyskach w Atenach w 2004 roku. Problemem jest na pewno brak funduszy. Jest wielu utalentowanych zawodników, ale nie mają oni możliwości, aby wszystko podporządkować pod boks, bo często pracują na kilka zmian. Mają niestabilny tryb życia. Brakuje pieniędzy na stypendia. Od 10 lat nie ma już ligi, zatem to są problemy. Kiedyś ci najbardziej utalentowani i najlepsi mieli stypendia i mogli poświęcić się jedynie dla boksu. Obecnie nie ma tego komfortu.

Trzy razy był Pan na igrzyskach, odnosił sukcesy w mistrzostwach świata i Europy, jest Pan także radnym, trenerem klubu bokserskiego Orzeł Oleśnica, a od niedawna pełni Pan nową funkcję - prezesa Dolnośląskiego Związku Bokserskiego. Na czym będzie polegać praca na tym stanowisku?
Przede wszystkim trzeba się skoncentrować na finansach, na budżecie, aby móc motywować i szkolić młodych zawodników, także trenerów. Dawać nagrody za wyniki jeśli takie będą osiągać. Muszą być pieniądze na wyjazdy, na turnieje, aby ciągle się ten boks mógł rozwijać. Mam taki cel, żeby można było się chwalić tymi sukcesami naszych pięściarzy, organizować konferencje prasowe, promować pięściarstwo. Musi być nas widać.

Kiedy zatem zdobędziemy kolejny medal na igrzyskach?
Mówiłem o tym przy okazji ostatniego turnieju tenisowego w sobotę, że mam nadzieję doczekać się medalu już na igrzyskach w Rio de Janeiro. Może nawet kilku...

Wirtuoz gitary lepszy od boksera

Podczas rozgrywanego w sobotę Trzeciego Turnieju Otwartych Mistrzostw Oleśnicy w Tenisie Stołowym organizatorzy zorganizowali specjalny mecz Wojtka Bartnika z wirtuozem gitary Waldemarem Gromolakiem. W ten sposób świętowano jubileusz zdobycia przez oleśnickiego boksera medalu olimpijskiego. Przy stole lepszy okazał się mistrz gitary, który wygrał wszystkie trzy sety (11:4, 11:1, 11:8). Były też prezenty. Obaj zawodnicy otrzymali z rąk wiceburmistrza Oleśnicy Henryka Bernackiego pamiątkowe statuetki, a od Krzysztofa Ciury specjalne koszulki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olesnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto