Autor: [email protected]

2017-03-20, Aktualizacja: 2020-06-09 01:00

Jak jeść to, co się kocha i schudnąć? Zdradzają Karolina i Maciej Szaciłło

Z Karoliną i Maciejem Szaciłło, najzdrowszą i chyba najszczęśliwszą parą w Polsce, a na pewno - najbardziej świadomą swoich potrzeb, rozmawialiśmy o tym, jak zdrowo żyć i dobrze się czuć. No i o tym, jak jeść to, co lubimy i nie mieć później wyrzutów sumienia. Zobaczcie też przepisy z ich najnowszej książki.

„Jem (to co) kocham i chudnę” to najnowsza publikacja Karoliny i Macieja Szaciłło. Ukazała się nakładem wydawnictwa Zwierciadło. Znajdziecie w niej mnóstwo przepisów na zdrowe śniadania, przekąski, obiady i kolacje. Do każdego z nich dołączono komentarz. Poza tym rozdziały poprzedzają wprowadzenia, dzięki którym decyzja o zmianie nawyków stanie się o wiele bardziej przemyślana. Jak podkreślają autorzy - nie wystarczy tylko zmiana diety, aby dobrze się poczuć. To także czas na zmianę myślenia o sobie.

W Waszych książkach pojawia się pojęcie prany i ajurwedy. Gdybyście mogli wytłumaczyć laikom, o co chodzi?

Karolina: Jesteśmy wielkimi fanami Ajurwedy. Jeszcze kilka lat temu ta najstarsza nauka o zdrowiu wielu osobom kojarzyła się z „szarlataństwem”. Dziś już tak nie jest. To właśnie w niej funkcjonuje pojęcie "prany", czyli ulotnej energii życiowej. Ajurweda wyjaśnia, że jedzenie oprócz kalorii i wartości odżywczych, ma też pranę. Prana zawarta jest też m.in. w powietrzu. Im jej więcej, im wyższy mamy poziom energii, tym jesteśmy szczęśliwsi, zdrowsi, mniej podatni na stres. Posiłek, który jest przygotowywane na świeżo, a także z miłością – ma najwięcej energii, czyli prany. Prosty przykład – jedzenie od mamy albo babci najczęściej smakuje najlepiej, bo ma zupełnie inną wibrację. Jest doprawione miłością (śmiech).



Czy w kuchni lepiej podążać za intuicją, czy kierować się zasadami?

Maciek: Optymalnie jest wybierać intuicyjnie te zasady, które nam służą. W naszych książkach czerpiemy ze współczesnej dietetyki, medycyny wschodu, ale przede wszystkim dzielimy się naszym doświadczeniem. Sięgamy też m. in. do najnowszej piramidy żywienia. Jest ona dobrym punktem wyjściowym. Nie uwzględnia jednak indywidualnych potrzeb danej osoby. Jesteśmy zwolennikami odżywiania, które makrobiotyka nazywa wolnym. Słuchamy się siebie i swojej intuicji. Wybieramy to, co rzeczywiście nam służy i czego do zachowania zdrowia potrzebuje nasze ciało, dusza oraz umysł. Przykład? Ostatnio tak modne są super foods, m. in. spirulina. Gdybym kierował się wyłącznie tym, co na jej temat przeczytałem, lub opiniami innych osób a nie smakiem (spirulina mi wyjątkowo nie podchodzi), to mógłbym codziennie rano pić szejka ze spiruliną. Osoba z moją posturą, mająca raczej tendencje do niedowagi i słabego trawienia, powinna jej unikać.

Karolina: Przyznam się do czegoś, w kwestii intuicji właśnie. Kiedyś prowadziliśmy warsztaty na Sri Lance. Cała grupa była na delikatnej diecie oczyszczającej. A my z Maćkiem wyskoczyliśmy tuż obok, na małe stoisko, gdzie serwowano m. in. colę i frytki. Nie przypominam sobie, abym w Polsce miała ochotę na colę! Jednak kiedy podróżuję do ciepłych krajów, mój organizm domaga się słodkich napojów. Dlaczego? Kofeina i cukier wychładzają organizm. Cukier pomaga też zatrzymać wodę w organizmie. Stąd wszystkie „ciepłe nacje” jedzą bardzo słodkie desery i piją bardzo słodkie napoje. I to jest właśnie odżywianie intuicyjne (śmiech).

Wspomniałaś o ciepłych krajach, ale za sobą mamy bardzo męczącą zimę. Jak się po niej obudzić i pobudzić do życia?

Karolina: Dobrym pomysłem może być np. odpowiednio dobrana do naszych potrzeb delikatna dieta oczyszczająca. Choć wiele osób dostaje dreszczy na sam dźwięk słowa „detoks”, posty są dla nas czymś zupełnie naturalnym. Naturalny cykl, który występował na ziemiach polskich był taki, że zimą się odżywialiśmy i budowaliśmy. Jedzenie miało nas ogrzać, zapewnić przetrwanie. Wiosną, kończyły się zapasy, pojawiały się nowalijki, zielone listki – naturalnie wchodziliśmy w moment oczyszczania. Pobudzania się do życia, do pracy. Oczyszczanie i odżywianie przeplatają się ze sobą. Wiosna to najlepszy moment, żeby delikatnie oczyścić organizm, odgruzować go i tym samym „dokopać się” do intuicji.


© Szymon Starnawski



Maciek: Nie trzeba od razu robić tygodniowej kuracji oczyszczającej. Można wprowadzić do diety takie produkty, które delikatnie wspomogą proces oczyszczania organizmu, np. zielone koktajle lub nawet kubek ciepłej wody z cytryną i imbirem od razu po przebudzeniu. Można kupić w warzywniaku natkę pietruszki, pomarańcze i zrobić z nich zdrowego shake'a. Można też kupić kolendrę, zmiksować ją z np. z jabłkami i ekologicznymi bananami. Świeża natka kolendry, która dostępna jest w większości supermarketów, ma wspaniałe właściwości oczyszczające, ściąga nawet metale ciężkie. Kiedy za oknem robi się zielono, automatycznie zaczynam mieć ochotę na wszystkie zielonolistne, na kiełki. Zielonolistne zawierają tzw. chlorofil. Ten zielony barwnik tylko jednym atomem różni się od hemoglobiny! W hemoglobinie jest żelazo, a w chlorofilu magnez.

Macie specyficzny rytuał, od którego zaczynacie każdy dzień. Czy taki napar z wody, cytryny i imbiru gwarantuje dobre samopoczucie przez resztę czasu?

Maciek: Nie użyłbym słowa, że „gwarantuje”. Nasze dobre samopoczucie, zdrowie jest wypadkową wielu składowych, a ciepła woda z cytryną może być jedną z nich (śmiech). To fantastyczny sposób na to, żeby rano się nawodnić i wspomóc proces oczyszczania komórek. Pomóc organizmowi się przebudzić. Taki napar razem z Karolą pijemy praktycznie przez cały rok, no może za wyjątkiem miesięcy, w których robi się naprawdę gorąco.
Wystarczy termos, kilka plasterków imbiru i sok z cytryny. Proponuję zrobić test. Przez kilka dni popijać taką wodę, zamiast zimnej z plastikowej butelki i zobaczyć, jak się czujemy. Dobre samopoczucie jest najlepszą motywacją do działania.

Zbliżają się święta. Zazwyczaj wiąże się to z mnóstwem majonezu na stołach, jajkami, sałatkami... Jak sprawić, by Wielkanoc była zdrowa?

Maciek: Można zrobić domowy majonez bez jajek – przy użyciu tofu, ziemniaków albo kaszy jaglanej. Emulsję tworzą nie tylko jajka, ale też inne substancje. Można użyć do tego zimno tłoczonego oleju rzepakowego, lnianego czy rydzowego (z lnianki). Dobry jest nasz polski rzepakowy, bo ma neutralny smak i zawiera dużo nienasyconych kwasów tłuszczowych i optymalny stosunek między Omegą-3, a Omegą-6. W kupowanym majonezie mamy mnóstwo tłuszczów niewiadomego pochodzenia, często niezdrowych tłuszczów trans.

Karolina: Można też zrobić mazurka nie korzystając z białego cukru i białej mąki, ale na przykład z mąki orkiszowej lub gryczanej, a do tego – melasa buraczana z kakao – najprostsza polewa.
Pamiętajmy też, że w żywieniu najważniejsza jest równowaga. Można od czasu do czasu, np. w święta, zjeść coś mniej zdrowego. Istotne, abyśmy tego sobie potem nie wyrzucali. Nie ulegali poczuciu winy. Nie karali i nie nagradzali się jedzeniem.
„Zjadłam dwa kawałki mazurka, więc od jutra głodówka” - takie nastawienie może wywołać efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego. Wiem coś na ten temat, bo przez blisko 20 lat w ten sposób postępowałam. Koniec końców przytyłam ponad 25 kg.


© Szymon Starnawski



W najnowszej książce "Jem (to co) kocham i chudnę" radzicie, aby pozbyć się z szafy tzw. „ubrań motywacyjnych”, czyli np. pary jeansów, którą założymy, gdy schudniemy. Piszecie o zmianie tego podstawowego celu z odchudzania na akceptację siebie. Przede wszystkim zachęcacie, aby jeść rzeczy, które nam smakują. Od razu myślę o częstych marzeniach – pizza i czekolada. Co z nimi?

Karolina: Nie widzę niczego złego w kawałku czekolady czy pizzy, zjedzonym od czasu do czasu, bez poczucia winy. Problemy zaczynają się, gdy jemy kompulsywnie. Myślę, że pierwszym krokiem może być ustalenie, kiedy tak naprawdę jestem głodna. Czy wówczas, gdy pojawia się fizyczna potrzeba, czy raczej wtedy, gdy zaczynam np. odczuwać stres czy złość? Wówczas mam ochotę dosłownie rzucić się na coś słodkiego, ponieważ słodki smak zaspokaja m. in. naszą potrzebę bezpieczeństwa. Daje nam komfort i przyjemność. Można go sobie jednak dostarczyć w mądry i zdrowy sposób, np. mleczną czekoladę z dużą ilością cukru i mlekiem w proszku zastąpić kawałkiem surowego brownie, na które przepis znajduje się w naszej książce (znajdziecie go pod tym tekstem - przyp. red). Niekoniecznie musimy zjeść blachę, ale kawałek albo dwa. Zdrowe słodycze, zbudowane z całości pokarmowych (zapewniają organizmowi pełnię składników pokarmowych potrzebnych do życia, zarówno organicznych, jak mineralnych - przyp. red.) dobrze jeść do południa, kiedy wątroba najlepiej metabolizuje cukier, a nie na noc – jak często mamy w zwyczaju.

Karolina: Surowe słodycze były wielkim objawieniem, kiedy poznałam Maćka. Po rawfoodowe (z angielskiego "raw food" to surowa dieta; polega ona na spożywaniu produktów roślinnych, minimum w 70% surowych - przyp. red.) szarlotki, morelowce czy serniki sięgałam o poranku czy w porze przedpołudniowej. Świetnie smakowały i zaspokajały potrzebę słodyczy. W przyjemy sposób pomagały mi zrzucać zbędne kilogramy. Takie szybkie, odżywcze, ale dość słodkie brownie polecamy szczególnie w dwóch przypadkach. To dobra przekąska po aktywności fizycznej, która jest nierozerwalnie związana ze zdrowym stylem życia. Planujesz wzmożony wysiłek umysłowy? Ten deser stanowi również doskonałą odżywkę dla twojego mózgu


© Szymon Starnawski



W książce Karolino często wspominasz: "Maciek pomógł mi zobaczyć, doradził mi...”. Płynie z niej dużo miłości. Czy Wy się kiedyś kłócicie?

Karolina: Często! Jesteśmy włoskim małżeństwem (śmiech). Kłócimy się, ale coraz szybciej spoglądamy na sytuację z dystansu. Przede wszystkim w naszej relacji nauczyliśmy się brać odpowiedzialność za swoje emocje. Gdy pojawia się we mnie złość na Maćka, to biorę kilka głębokich oddechów i zastanawiam się, co takiego we mnie pobudziło ową złość. Innymi słowy zastanawiam się, co mogę w sobie zmienić, aby następnym razem się tak nie zezłościć. To trudne, ale daje niesamowitą satysfakcję i wolność. Maciek postępuje analogicznie. Rozmawiamy, dochodzimy do przyczyny nieporozumienia i szybko się przepraszamy.

Maciek: I ja, i Karola zdecydowanie bardziej się akceptujemy. Mamy również dużo bardziej ukonstytuowane poczucie własnej wartości. Dzięki temu nie ma między nami praktycznie rywalizacji. Mamy też do siebie zaufanie w dziedzinach, w których się specjalizujemy. Karola ufa mi w kwestii gotowania, a ja jej w kwestii pisania. Najczęściej kłócimy się w kuchni, np. stylizując wspólnie zdjęcie. Ciekawe jest to, że póki nie wypracujemy kompromisu, zdjęcia najczęściej nie wychodzą (śmiech).

Rozmawiała Sonia Tulczyńska, dziennikarka warszawa.naszemiasto.pl
Zdjęcia: Szymon Starnawski




Sprawdź przepisy z książki "Jem (to co) kocham i chudnę"


Żytni wrap z pomidorowym tofu
porcja dla 2 osób, trudność: łatwe, czas przygotowania: ok. 15–20 minut


© Szymon Starnawski



* 1 łyżka oliwy z pierwszego tłoczenia
* 150 g naturalnego tofu pokrojonego w plasterki
(o grubości 0,5 cm)
* 1 drobno poszatkowany ząbek czosnku
* 1/2 łyżeczki płatków chilli
* 1/2 szklanki gęstej passaty pomidorowej
* 1 łyżeczka suszonego oregano
* 1/3 łyżeczki nierafinowanej soli
Dodatki
(do wyboru)
2 duże żytnie tortille
lub 2–3 kromki dobrej jakości pełnoziarnistego (najlepiej żytniego lub gryczanego) pieczywa na zakwasie,
lub 2–3 kromki chleba ze skiełkowanego ziarna żyta, opieczone z jednej strony na suchej patelni
* oliwa z pierwszego tłoczenia do skropienia pieczywa (w sumie ok. 1 łyżki)
* rukola
* oliwki
* rzodkiewka
* 2 dojrzałe pomidory pokrojone w plasterki
* 1 czerwona papryka pokrojona w paski i grillowana na suchej patelni
* gomasio z przyprawami
* sok z cytryny do smaku


Makaron ze smażonym tofu, rzodkiewką oraz dressingiem z chrzanu
porcja dla 2 osób, trudność: łatwe, czas przygotowania: 30 minut


© Szymon Starnawski



• 2 łyżki oleju ryżowego
• kawałek imbiru wielkości 1/2 kciuka drobno poszatkowany
• 1 drobno poszatkowany ząbek czosnku
• 1–2 drobno poszatkowane czerwone papryczki chilli (z pestkami lub bez)
• 100 g naturalnego tofu pokrojonego w dość drobną kostkę
• 1 marchewka pokrojona w plasterki
• 1/2 pora (ok. 100 g) pokrojonego w plasterki
• 100 g brokułu podzielonego na małe różyczki
• 4–5 łyżek dobrej jakości sosu sojowego (bez glutaminianu sodu)
• 1 łyżka oleju z prażonych ziaren sezamu
• 1 łyżeczka syropu klonowego lub ksylitolu
• 1 łyżka chrzanu
• ocet jabłkowy do smaku
• 100 g makaronu z brązowego ryżowego (wstążki) przygotowanego
• zgodnie z instrukcją na opakowaniu
• 1/2 pęczka rzodkiewek pokrojonych w ćwiartki
• Do przybrania
• kiełki rzodkiewki

Na oleju ryżowym podsmażamy imbir, czosnek i chilli na złoty ko- lor. Uważamy, aby ich nie przypalić. Dodajemy tofu. Obsmażamy je ok. 2 minut na bardzo dużym ogniu. Dodajemy marchewkę i obsmażamy następne 2–3 minuty. Dodajemy pora i brokuła. Obsmażamy ko- lejne 2–3 minuty, cały czas na dużym ogniu. Dodajemy sos sojowy, olej sezamowy, syrop, chrzan i ocet jabłkowy do smaku. Dodajemy makaron ryżowy i rzodkiewki. Całość dokładnie mieszamy. Sprawdzamy balans smaku ostrego, słonego, słodkiego i kwaśnego. W razie potrzeby dodajemy któryś ze składników (np. sos sojowy lub ocet). Podajemy przybrane kiełkami rzodkiewki.

Tajskie zielone curry z kukurydzą
porcja dla 2 osób, trudność: łatwe, czas przygotowania: ok. 35–40 minut


© Szymon Starnawski



* 2 łyżki oleju ryżowego lub kokosowego (może być rafinowany) Zielona pasta curry
* 2 drobno poszatkowane zielone ostre papryczki (w zależności od poziomu
oczekiwanej ostrości z pestkami lub bez)
* 2 drobno poszatkowane ząbki czosnku
* kawałek imbiru wielkości 1/2 kciuka starty na tarce o drobnych oczkach
* 7 drobno poszatkowanych listków limonki kaffir (świeżych lub suszonych) lub skórka otarta z 1 limonki
* garść poszatkowanej natki kolendry
* 250 ml mleka kokosowego dobrej jakości (bez szkodliwych dodatków, minimum 75% miąższu kokosowego)
* 200 ml wody

Smażone tofu
* 1 łyżka oleju ryżowego
* 150 g naturalnego tofu pokrojonego w kostkę
Warzywa
* kolba kukurydzy
* 1 czerwona papryka pokrojona w kostkę
* 1 zielona papryka pokrojona w kostkę
* 3–4 łyżki sosu sojowego dobrej jakości (bez glutaminianu sodu)
* 1 łyżeczka wybranej substancji słodzącej (np. syrop klonowy, ksylitol, słód jęczmienny)
* sok z limonki do smaku
Do przybrania
* garść kiełków fasolki mung
i poszatkowana natka kolendry
Do podania
* 100 g makaronu sojowego przygotowanego zgodnie
z instrukcją na opakowaniu

Wszystkie składniki na zieloną pastę curry miksujemy w przystawce do blendera ręcznego lub ucieramy zgodnie z kolejnością składników w moździerzu (dodajemy jeden po drugim i ucieramy). Na oleju podsmażamy całą zieloną pastę curry, aż wydobędzie się intensywny aromat. Uważamy, aby jej nie przypalić. Wlewamy mleko kokosowe i wodę. Kolbę kukurydzy obieramy z liści i obkrawamy dookoła nożem, tak aby odciąć wszystkie ziarenka. Kukurydzę i pozostałe warzywa dodajemy do curry. Gotujemy ok. 10 minut, aż kukurydza zmięknie. W tym czasie przygotowujemy tofu: na 1 łyżce oleju ryżowego podsmażamy tofu z każdej strony na złoty kolor. Tofu dodajemy do curry. Następnie dodajemy sos sojowy, wybraną substancję słodzącą i sok limonki do smaku. Podajemy przy- brane natką kolendry, kiełkami fasolki mung z makaronem sojowym.

Surowe brownie z suszonymi malinami
porcja dla 6–8 osób, trudność: łatwe, czas przygotowania: 10 minut (plus 1 godzina chłodzenia)


© Szymon Starnawski



• 100 g orzechów włoskich
• 100 g migdałów
• ok. 100–120 g suszonych daktyli (najlepiej ekologicznych)
• 3 łyżki kakao (można użyć surowego)
• 1–2 łyżki ksylitolu
• szczypta nierafinowanej soli
• 1/2 szklanki suszonych malin lub truskawek, lub wiśni
• Do przybrania
• suszone maliny/truskawki/wiśnie

Orzechy i migdały mielimy na drobny granulat w robocie kuchennym z metalowym ostrzem. Dodajemy daktyle, kakao, ksylitol i szczyptę soli. Mielimy aż do uzyskania jednolitej konsystencji. Dodajemy suszone maliny lub truskawki. Mielimy dosłownie chwilę, aby suszone owoce pozostały w mniejszych kawałkach, a nie zmieliły się na granulat. Masę wykładamy do prostokątnego naczynia wysmarowanego tłuszczem. Formujemy z niej blok o grubości 1,5–2 cm. Wyrównujemy wierzch i posypujemy go wybranymi suszonymi owocami (tymi samymi, których użyliśmy do przygotowania brownie). Brownie wkładamy do lodówki na minimum godzinę. Kroimy w kwadraty i podajemy.
  •  Komentarze 2

Komentarze (2)

Olka (gość)

Jak się chce to można wszystko :) Ja ćwiczę w Hifitstudio w Józefosławiu, z Ursynowa ma super dojazd i widzę już pierwsze efekty :) Trening z elektrostymulacją to jest to!

czesio (gość)

Jak się kocha pączki, to się nie schudnie.