Planty położone między ulicami Babiną i Parczewskiego należą do najbardziej spokojnych i urokliwych części miasta. Wrzodem na tym zakątku miasta jest od jakiegoś czasu noclegownia pod chmurką dla bezdomnych, którzy skutecznie dokuczają spacerowiczom i mieszkańcom pobliskich ulic. Bezczynność urzędów i instytucji odpowiedzialnych za ten stan rzeczy jest tym bardziej bulwersująca, że ich legowisko znajduje się tuż obok ruchliwego Nowego Rynku i nowo wybudowanej Galerii Tęcza.
We wnęce budynku na stałe znalazły swoje miejsce śmierdzące kołdry, porozrzucane ciuchy, puste butelki i puszki. Często, także w ciągu dnia, w tym śmietnisku można znaleźć "zwłoki" bezdomnego, kompletnie zamroczonego alkoholem. Jeżeli śpi, nie ma wielkiego problemu, choć, z powodu straszliwego smrodu, a także ze względów estetycznych, większość przechodniów odwraca głowę lub omija to miejsce szerokim łukiem. Gorzej, że bezdomni nie poprzestają na spaniu.
- Niedawno sąsiadka widziała, jak jeden z mężczyzn się masturbował, a wcześniej i seks był na porządku dziennym - opowiada mieszkanka ul. Babinej, sugerując, że chodzi raczej o porządek nocny.
Zdarza się, że bezdomni zaczepiają spacerowiczów, prosząc o jałmużnę. Z opowieści okolicznych mieszkańców wynika, że nierzadko dochodzi do aktów przemocy, choć agresja rzadko jest skierowana na zewnątrz. Starszy pan przyznaje, że przeniósł się w inną część Plantów, bo w ciągu dnia także na pobliskich ławeczkach bezdomni mieli "dzienną sypialnię" i "bar pod chmurką". Z kolei okoliczne drzewa i krzewy pełnią rolę wieszaków, na których wisi odzież lub foliowe torby ze śmieciami. Wszyscy dziwią się, że problemem nie są zainteresowane władze miasta, a przede wszystkim straż miejska. Mimo wielokrotnych próśb o interwencję.
- To znaczy zjawiają się, przepłoszą, a po chwili brudasy i tak wracają na swoje miejsce - tłumaczy mieszkanka Parczewskiego.
Okazuje się, że municypalni znają temat, choć - jak dotąd - nie potrafią znaleźć wyjścia z sytuacji. Rzeczniczka Straży Miejskiej Agata Dybioch wyjaśnia, że bezdomni są praktycznie bezkarni, bo nie ma możliwości ukarania ich np. za picie alkoholu w miejscu publicznym. Sugeruje, że sprawą powinni się zainteresować właściciele lub dzierżawcy nieruchomości, we wnęce której koczują bezdomni.
Kobieta ze sklepu z używaną odzieżą potwierdza, że strażnicy są "na zawołanie", tyle że całkowicie bezradni. Przychodzą i odchodzą, a bezdomni tkwią pod sklepem niezmiennie.
- Jeden ze strażników zauważył, że w legowisku jest brudno i sugerował, żebym to ja posprzątała - opowiada zdenerwowana. Sama kiedyś zwróciła bezdomnym uwagę, że śmiecą i brudzą, ale wiązanka przekleństw, jaką usłyszała od jednej z "urzędujących" tam kobiet, skutecznie zniechęciła ją do kolejnych interwencji. A zabawa trwa w najlepsze.
Wiadomości z Twojego miasta prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
Prześlij nam swój artykuł lub swoje zdjęcia. Nie masz konta? Zarejestruj się!
Masz firmę? Dodaj ją za darmo do Katalogu Firm.
Organizujesz imprezę? Poinformuj nas!
Kalisz.naszemiasto.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?