Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czarna śmierć, wściekła zaraza, dżuma, febra - zarazy, które przed wiekami nawiedziły ziemię gorlicką. Po jednej pozostała tradycja Maryjek

Andrzej Ćmiech
"Po wybuchu wojny zaczęła szaleć w Gorlicach dyzenteria i cholera. Właśnie w sąsiednim domu Sommera założono szpital choleryczny. Ciągłe jęki i wywożenia nieszczęśliwych stwarzały bardzo niemiłe i niebezpieczne sąsiedztwo." W kilka dni później ojciec mój ciężko zachorował i umarł w wielkich boleściach 14 października 1914 r., a mnie wraz z matką osadzono w suterynach gmachu "Sokoła" i odbyliśmy 6-tygodniową przymusową kwarantannę, na domu zaś, gdzie mieszkaliśmy, wymalowano czarny krzyż" - tak wspomina epidemię cholery podczas I wojny światowej Jan Sikorski w swoim pamiętniku "Moje wspomnienia z lat młodzieńczych".

Pierwsza pisana informacja dotycząca epidemii zarazy na ziemi gorlickiej pochodzi z dokumentu Kazimierza Wielkiego wystawionego dla Jana Gładysza z 1359 r., gdzie znajdujemy informację, że nie mógł on zaludnić darowanych mu przez króla lasów nad rzeką Zdynią z powodu zarazy. Była to tzw. czarna śmierć, która przeszła przez całą zachodnią Europę, a w latach 1346-1349 grasowała także w Polsce.

Zdarzało się często, że wymierały prawie całe wsie, a w miastach pozostawało kilkunastu mieszczan. Istnieje przypuszczenie, że lokowana w 1342 r. przez Sąda Pieniążka z Iwanowic wieś Libusza podczas tej epidemii cała wymarła lub w obawie przed śmiercią opuściła swoje miejsce zamieszkania. Było to główną przyczyną jej powtórnej lokacji na "surowym korzeniu" w 1348 r. przez króla Kazimierza Wielkiego. Następna epidemia przyszła w latach 1466-1467 i 1482 -1483. Najcięższa była ta z lat osiemdziesiątych XV w. zwana przez kronikarzy "pestis furiosa", co oznacza "wściekła zaraza". Wtedy na naszych terenach pozostał tylko "co trzeci człowiek, jako że jedni umierali, a drudzy uciekali i zazwyczaj nie wracali". O zarazie w XVI w. na naszych terenach kroniki milczą.

Natomiast następny wiek był tragiczny dla mieszkańców naszej ziemi. W latach 1651-1679 przeszła przez naszą ziemię epidemia dżumy i febry oraz innych chorób połączonych z bólem głowy, upływem krwi z ust i nosa. Po przejściu "morowego powietrza" ludzi pokrywały sine krosty, czarne lub ogniste wrzody, paliła gorączka. Dotknięci zarazą padali jak muchy, idąc lub stojąc, często w niecałą dobę od wystąpienia pierwszych objawów. Z braku lekarzy chorych leczyły przeważnie znachorki. Starymi sposobami zalecały: kurze ziele, goryczkę i liście buczyny.

Dla zapobieżenia zarazie wykadzały izby kamforą, kadzidłami i octem, a dla jej zapobieżenia domownikom dawały do picia cynamon i goździki na wódce. Ubogim zaś czosnek i maślankę. Jednak zabiegi te odnosiły niewielki skutek i tak np. w Lipinkach, gdzie było w tym okresie 60 domów, ludzi pozostałych przy życiu pozostało tylko 45, a w Bieczu w obawie przed zarazą nawet zakonnicy opuścili miasto i przebywali w okolicach Ryglic, czekając, aż zaraza minie.

Jednak największa epidemia, jaka nawiedziła ziemię gorlicką, miała miejsce na początku XVIII w. w latach 1709-1712, kiedy to epidemia dżumy zabrała prawie całą ludność Biecza. Gorlice miały wtedy wiele szczęścia. Mimo niewielkiej odległości od centrum epidemii tylko niewielu straciło życie od "morowego powietrza". Z tym okresem związane jest podanie przekazywane z pokolenia na pokolenie przez mieszkańców Gorlic.

Gdy dżuma doszła do Gorlic i zaczęli umierać mieszkańcy miasta, wówczas to właścicielce gorlickiego dworu przyśniło się, że zaraza ustanie, jeśli niewinne dziewczęta, które otrzymały na chrzcie świętym imię Matki Bożej, obejdą granicę parafii, błagając Boga o zmiłowanie i śpiewając pieśni ku czci Maryi. Upatrując w tym śnie natchnienie Boże, zebrała ona niewinne młode Maryjki, ubrała je w białe szaty oraz welony i dała im w ręce gorejące kaganki - symbol ofiarnej miłości Bożej. Po spowiedzi i komunii świętej z modlitwą i pieśnią maryjną na ustach rozpoczęły Maryjki swą błagalną pielgrzymkę, obchodząc granice parafii gorlickiej. Pielgrzymkę swą zakończyły u stóp cudami słynącego obrazu Pana Jezusa w Kobylance. Ich żarliwa modlitwa i ofiara spodobała się Bogu, gdyż zaraza w Gorlicach ustała. Wdzięczni parafianie gorliccy za cudowne ocalenie miasta od "morowego powietrza" wprowadzili na pamiątkę tych wydarzeń coroczną procesję Maryjek podczas obchodów uroczystości Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny - 8 grudnia.

Wiek dziewiętnasty to wiek cholery, która wielokrotnie nawiedzała ziemię gorlicką. Epidemię tę do Polski przynieśli żołnierze rosyjscy, których przysłano do tłumienia powstania listopadowego. Do jej rozwoju wydatnie przyczynił się głód, który był efektem wielu lat nieurodzaju. I tak podczas pomoru spowodowanego cholerą i tyfusem głodowym w latach 1831-1832 w samych tylko Lipinkach zmarło na te choroby 56 osób. Oczywiście zaraza dotknęła też Gorlice. Ilu mieszkańców Gorlic w tym czasie zmarło, nie wiadomo, ale zachowały się dokumenty świadczące, że magistrat udzielał mieszkańcom dotkniętym chorobą czy głodem pomocy finansowej, udzielając pożyczek. I tak Szczepan Kotecki "krytycznego czasu roku 1831 na utrzymanie życia i ratowanie żony w chorobie od Szlachetnego Magistratu złr.10 pożyczył".

Kolejne epidemie cholery związane były z klęską głodu i nawiedzały ziemię gorlicką w latach 1848-1850 oraz z dużym nasileniem w 1855 r. Podczas tej epidemii chwalebną kartę, szczególnie u Żydów, zapisał mieszkający wówczas w Gorlicach wynalazca lampy naftowej Ignacy Łukasiewicz. Żydzi, "gdy dowiedzieli się, iż zamierza opuścić Gorlice, kahał (red. gmina żydowska), pamiętny, z jakim poświęceniem i bezinteresownością ratował podczas cholery w 1855 r. wszystkich bez różnicy stanu i wyznania, wysłał do Łukasiewicza deputację, która go prosiła, aby pozostał w Gorlicach. Jeżeli mu zaś dzierżawa apteki jest za droga, Izraelici gotowi ją z własnej kieszeni płacić, byle tylko nie opuszczał miasta".

Wtedy najdotkliwsze straty w ludności poniosły Dominikowice, które straciły ponad połowę swoich mieszkańców. Zmarłych chowano w różnych miejscach, często za wsią, gdzie powstawały cmentarze choleryczne, jak ten w Dominikowicach czy też w Łużnej, o istnieniu których dziś przypomina tylko ustna tradycja i samotny krzyż w polu. Są one jedyną smutną pamiątką tych wydarzeń, podczas których bywało i tak, że syn wiózł ojca na pochówek i sam umierał nad jego grobem. Z tym ponurym okresem naszej historii związany jest jedyny, jaki dochował się do naszych czasów, drewniany krzyż przydrożny z Ukrzyżowanym z Libuszy (obecnie zawieszony na starym kościółku) zwany Bożą Męką. Został on postawiony przez ówczesną społeczność libuską, jako wotum dziękczynne za wybawienie od moru - o czym pisze historyk Aleksander Brückner.

Następna duża epidemia cholery nawiedziła ziemię gorlicką podczas I wojny światowej. I to już na samym początku jej trwania. Najpierw Gorlice, a potem Biecz. Maria Kromkayowa z Biecza w swym "Dzienniku" pod datą 18 kwietnia 1915 r. zapisała: "Ospa się rozszerza. W sąsiedztwie najbliższym jest jedna chora (ospa prawdziwa). Po Belnej dzieci także chorowały i umierają".

Po bitwie gorlickiej w sierpniu 1915 r. odnotowano w Gorlicach pierwsze ofiary cholery, i aby zapobiec rozprzestrzenianiu się bakterii, austriackie wojsko wydało polecenie o wysypaniu ulic i dołów w mieście wapnem. Najtragiczniejszym wydarzeniem tego okresu związanym z epidemią była śmierć 29 marca 1916 r. burmistrza Gorlic Feliksa Tarczyńskiego zarażonego grypą zwaną "hiszpanką". Wydarzenie to było ostatnim tragicznym aktem związanym z występowaniem epidemii, która w znaczący sposób zdziesiątkowała ludność powiatu gorlickiego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto