Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Devin Townsend: "Śpiewałem 'Sto lat' każdemu, kto zapłacił 30 funtów" [ROZMOWA NaM]

Redakcja
Devin Townsend
Devin Townsend materiały prasowe
Devin Townsend pochodzi z Kanady, ma do siebie ogromny dystans, gra taką muzykę, jaka akurat mu wyjdzie, od country po ekstremalny metal, a jego najsłynniejszy album opowiada o Ziltoidzie - Obcym, który przemierza kosmos w poszukiwaniu filiżanki idealnej kawy. Muzyk wystąpi 16 marca w Stodole.

Marcin Śpiewakowski: Uważasz, że jesteś znany?
Devin Townsend: Pod kilkoma względami tak, ale patrząc szczerzej – w ogóle. Na pewno gram od dawna i mam wyrobioną reputację w ramach swojego gatunku, ale w kategoriach rynku muzycznego jestem co najwyżej dużą rybą w bardzo małym stawie.

Ale jednocześnie Twój koncert w słynnej Royal Albert Hall wyprzedał się w jakieś trzy dni.
Dziwne, nie? (śmiech) Ale nie myślę o tym zbyt wiele. Wolę myśleć, że jestem mały, a moja muzyka niepopularna. Dzięki temu mogę dalej tworzyć to, na co mam ochotę. Myślę, że kiedy zaczynasz uważać się za gwiazdę, przestajesz robić szczerą muzykę.

Weź udział w konkursie:

Wydałeś w zeszłym roku dwa albumy: „Casualities of Cool” mniej więcej w stylistyce country i „Z2”, którego nie da się chyba nawet rozsądnie opisać. Co Ty właściwie grasz?
Bardzo rzadko biorę się za płytę z jakimś wcześniejszym założeniem. „Casualities of Cool” zacząłem pisać cztery lata temu. W międzyczasie sporo się zmieniało, a kiedy miałem już mniej więcej efekt końcowy, uświadomiłem sobie „wow, wygląda na to, że wyszło mi jakieś bardzo dziwne country”. Z kolei „Z2” było troszkę bardziej zaplanowane, bo nawiązuje do mojej wcześniejszej twórczości, do postaci Ziltoida, więc… hmm, no dobra, sam nie wiem, co gram. (śmiech)

Kim jest Ziltoid i skąd się wziął?
W wywiadach opowiadam strasznie dużo głupot o tej postaci, ale tak naprawdę Ziltiod to metafora tej części mojej osobowości, która stała się dla mnie obca, odkąd wytrzeźwiałem, mam dzieci i nagrywam płyty w stylu „Casualities of Cool”. Ale nie traktuję tego śmiertelnie poważnie, bo publiczności nie interesuje psychologiczny dramat artysty, więc wrzuciłem tam dla rozładowania patosu trochę żartów o pierdzeniu… cóż, jestem bardzo prostym człowiekiem. (śmiech)

Pytam, bo zastanawiam się, na ile traktujesz to poważnie, a na ile robisz sobie jaja z albumów koncepcyjnych w stylu „The Wall” Pink Floyd.
Daj mi znać, jak już wymyślisz, też strasznie chciałbym wiedzieć! (śmiech) Myślę, że gadam tyle o tych płytach, bo tak naprawdę nie mam pojęcia, co ja właściwie robię. Mnóstwo ludzi, w tym moja rodzina, pyta mnie często „dlaczego zrobiłeś to i tamto?”, a ja nie wiem, co im powiedzieć. Po prostu staram się żyć i być szczęśliwym – chyba jak każdy – nie zastanawiając się za dużo po drodze. Tak samo jest z muzyką. Płytę uważam za skończoną, kiedy mogę ją przesłuchać bez irytowania się, kiedy następuje taki moment, w którym myślę „o, już mnie to nie wkurza - no to chyba gotowe”.

Czytaj też: Asaf Avidan: "Bardzo chciałbym umieć wierzyć w życie po śmierci" [ROZMOWA NaM]

Wróćmy do „Casualities of Cool”. To płyta sfinansowana w dużej mierze ze zrzutki internautów. Czym różni się robienie płyty w ten sposób od tradycyjnej metody?
Przede wszystkim kiedy nagrywasz płytę w normalny sposób, nie musisz siedzieć potem przez trzy miesiące w pokoju i nagrywać filmików, na których śpiewasz „Sto lat” każdemu, kto wpłacił 30 funtów. Crowdfunding daje też oczywiście sporo satysfakcji, bo widzisz, że ludzie osobiście angażują się w twój projekt. Mieliśmy parę wstydliwych wpadek, nie wszystko udało się załatwić na czas, ktoś nie dostał nagrody i tak dalej, ale teraz mamy już na szczęście to za sobą. Sprawy związane z bonusami i nagrodami zabierają naprawdę dużo czasu i pracy – a kiedy robisz płytę w normalny sposób, po prostu dostarczasz materiał wytwórni, udzielasz kilku wywiadów i masz wolne.

Patrząc w kategoriach pieniędzy – myślisz, że zarobiłbyś więcej czy mniej na tej płycie, gdybyś wydał ją w tradycyjny sposób?
Myślę, że zarobiłbym dużo mniej, bo płyta by się w ogóle nie ukazała. Nie zarobiłem zresztą dużo – zapłaciłem kilku osobom, spłaciłem koszty i na końcu zostało jeszcze trochę dla mnie. Nie mam dużych potrzeb. Dopóki mogę powiedzieć „tak” za każdym razem, gdy w knajpie proponują mi guacamole, jestem zadowolony.

Myślisz, że crowdfunding może być przyszłością muzyki i rozsądną alternatywą dla streamingu, na który artyści bardzo narzekają?
Ja uwielbiam Spotify! Ludzie marudzą bez przerwy, że nie zarabiają wystarczająco dużo na swojej muzyce, a mnie zależy przede wszystkim na tym, żeby jak najwięcej osób mogło usłyszeć moje płyty. Jeśli przy okazji uda mi się zarobić coś dzięki koncertom czy crowdfundingowi – super. Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo nie myślę w takich kategoriach. Chcę tylko robić jak najwięcej muzyki. Jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne, interesuje mnie tylko to, żebym nie musiał rezygnować z guacamole i miał za co napisać symfonię o pierdzącym kosmicie.

Czytaj też: The Gentle Storm w Warszawie. Nowy projekt Anneke van Gierbergen zagra w lutym

Czyli nie uważasz, że stawki są za niskie?
Są ok. Mam za co płacić rachunki. To bardzo niebezpieczna rzecz, jeśli twoim życiowym celem jest zarabianie milionów dolarów. Myślę, że potem spędzasz większość czasu pilnując tych pieniędzy i starając się zarobić jeszcze więcej. Prawie wszyscy milionerzy, których spotkałem, to straszne dupki, bardzo okrutni i bezwzględni ludzie. To trudne pytanie. Czy chciałbym zarabiać więcej? Pewnie, że tak, ale to nie jest najważniejsze.

Zdiagnozowano u Ciebie chorobę dwubiegunową, ale często podkreślałeś, że na tę diagnozę główny wpływ miały narkotyki i alkohol. Jesteś ich przeciwnikiem?
Każdy jest inny, dla każdego dobre jest co innego. Ja też nie mówię, że nigdy nie napiję się alkoholu. Może kiedyś znowu zapalę skręta, kto wie? Wszystko sprowadza się do tego, żeby umieć pokochać samego siebie i pozwolić sobie na doświadczenie tego, na co masz ochotę. Musisz też być gotowy, żeby ponieść konsekwencje. Kiedy bierzesz narkotyki, ma to swoją cenę. Kiedy pijesz co wieczór, też płacisz pewną cenę, nawet jeśli po prostu następnego dnia boli cię głowa i nie jesteś w stanie myśleć, a masz ważne spotkanie. Jeśli zdradzasz żonę, to twój wybór, ale musisz pamiętać, że ma to swoje konsekwencje. Mogę mówić tylko za siebie – są ludzie, którzy bez przerwy piją albo biorą narkotyki, a mimo to świetnie funkcjonują, ale ja na pewno nie jestem jednym z nich. Dlatego zrezygnowałem.

Odkąd nie pijesz, jest lepiej?
Tak, poza tym nauczyłem się radzić sobie z moją chorobą. Oczywiście zdarzają mi się nagłe zmiany nastroju, przeskakuję nagle ze skrajności w skrajność – od wyciszenia i medytacji na łonie natury do heavy metalu i nagich kobiet, ale… kto tak nie ma? Dopóki dobrze funkcjonuję jako ojciec i muzyk, nie ma sensu o tym myśleć. Moje życie jest dobre, czasami jestem przygnębiony, ale pewnie ty też. Ważne, żeby naprawdę dobrze poznać samego siebie, też te ciemne strony.

Brzmi to bardzo ładnie, ale jak według Ciebie mielibyśmy to zrobić?
Wystarczy nie bać się porażki. A kiedy już coś spieprzysz, upewnij się, że nie zrobisz tego drugi raz, aż w końcu okaże się, że nie zostało już nic, co mógłbyś spieprzyć. (śmiech)

To chyba najbardziej naiwna i optymistyczna rzecz, jaką usłyszałem od bardzo, bardzo dawna.
Wiem. (śmiech) Ale to prawda. Myślę, że jak na kogoś, kto w ogóle nie rozumie życia, radzę sobie fantastycznie. Robię muzykę, która czasem jest fajna, mam rodzinę, która nie jest totalnie dysfunkcjonalna, a wczoraj zrobiłem naprawdę świetne krzesło. Liczą się małe rzeczy!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto