Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dziesięciu oskarżonych

AM
3 października odbyła się kolejna rozprawa przeciwko podejrzanym o napad na konwój pocztowy w lesie pod Sulmierzycami. Poniedziałek, 10 grudnia 2001 roku, kilka minut po ósmej rano.

3 października odbyła się kolejna rozprawa
przeciwko podejrzanym o napad na konwój pocztowy w lesie pod Sulmierzycami.

Poniedziałek, 10 grudnia 2001 roku, kilka minut po ósmej rano. Pomarańczowym lublinem należącym do Poczty Polskiej przewożone są przesyłki i pieniądze dla emerytów i rencistów. W pewnym momencie kierowca i konwojent widzą, jak ktoś przeciąga przez jezdnię nabite gwoździami deski. Kierowca gwałtownie hamuje, ale jedną oponą najeżdża na przeszkodę. Wycofuje do tyłu. Wtedy obaj zauważają zamaskowanego mężczyznę, mierzącego do nich z broni.

- Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że to nie żarty, że to napad - przyznaje Roman T., konwojent.
Z lewej strony lasu wybiega drugi bandyta i celuje w kierowcę. Konwojent wyciąga broń i strzela w kierunku pierwszego napastnika. Pada drugi strzał. Bandyta zaczyna uciekać. Konwojent wychodzi z szoferki i strzela jeszcze dwukrotnie. Jeden z napastników pada. - Myśleliśmy, że dostał w nogę - mówi Ryszard A., kierowca pocztowego lublina.

Krotoszyńscy policjanci, wspierani przez okoliczne jednostki, dokładnie przeczesują sulmierzycki las. Jeszcze tego samego dnia wpadają na trop rabusiów. Witold K. i Hubert U. przyznają się do winy, zostają osadzeni w areszcie. Obaj mają po osiemnaście lat, mieszkają w Sulmierzycach, są uczniami odolanowskiego ogólniaka.
W trakcie śledztwa zeznają, że chcieli napaść na konwój już miesiąc wcześniej, 9 listopada, ale zrezygnowali, bo na trasie panował zbyt duży ruch. Przyznają też, że broń, którą posłużyli się w trakcie napadu, pochodziła z włamania do Zespołu Szkół Zawodowych w Odolanowie.
W sprawę zamieszanych jest kilku innych chłopców, którzy namawiali kolegów do przestępstwa, podwozili ich na miejsce, przechowywali skradzione przedmioty.

Lipiec 2002

Na ławie oskarżonych w kaliskim Sądzie Okręgowym zasiada dziesięć osób. Dwójce głównych podejrzanych: Witoldowi K. i Hubertowi U., postawiono zarzut rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia, za co grozi kara od trzech do piętnastu lat pozbawienia wolności. 19-letni Michał Ć. jest podejrzany o podżeganie do napadu, udzielanie informacji na temat terminu i sposobu konwojowania pieniędzy. 19-letniemu Krzysztofowi D. prokuratura zarzuciła, że 9 listopada dowiózł sprawców na miejsce napadu, a latem pożyczył im swój samochód, którym pojechali do szkoły i włamali się do magazynu. 21-letni Marek J. i Marcin M. są oskarżeni o kradzież w ZSZ w Odolanowie. Pozostałym zarzuca się paserstwo i nielegalne posiadanie broni.

Jak w kinie

Pierwszy przesłuchiwany jest Witold K. Przyznaje się do winy. Twierdzi, że Michał Ć. opowiadał mu o tym, jak łatwo można zdobyć kasę, że zaproponował jemu i Krzysztofowi D. udział w napadzie na konwój. Dawał im po kilkadziesiąt tysięcy. Witold stwierdził, że za takie pieniądze nie warto się narażać, postanowił więc sam zorganizować napad. Ponieważ Krzysztof D. wycofał się, namówił kolegę ze swojej klasy, Huberta U.

- Miało być jak w kinie - zeznawał. - Sami napisaliśmy scenariusz. Chcieliśmy pokazać, że jesteśmy lepsi, gdy inni się wycofali. Witold K. stwierdził, że podczas napadu nie
miał broni, ale trzymał w ręku kij, dla postraszenia.

To miało być proste

Hubert U. także przyznaje się do winy. Zeznał, że zgodził się na udział w napadzie, bo miało to być dziecinnie proste: poradzić sobie z jednym konwojentem, uzbrojonym jedynie w paralizator. 10 grudnia przyszedł na przystanek jak zwykle, o 6.45. Nie zabrał rzeczy na przebranie, ale plecak z książkami i zeszytami. - Myślałem, że Witold się rozmyśli - powiedział. Twierdzi, że w trakcie napadu jego kolega także miał broń, takiego samego jak on obrzyna.
Hubert płakał. - Bardzo żałuję - mówił. - Dzisiaj wiem, że moja decyzja była błędna i nieprzemyślana. Chciałem mieć więcej pieniędzy, ale naprawdę nie wiem, dlaczego. Przecież niczego mi nie brakowało.

Nie przyznał się

Michał Ć. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Twierdził, że to nie on Witolda, ale Witold jego namawiał do napadu. O niektórych rzeczach związanych z konwojowaniem pieniędzy wiedział, ponieważ jego mama jest listonoszem. Krzysztof D. potwierdził zeznania Michała. Pozostali oskarżeni przyznali się do winy.
Lipcowe rozprawy zakończyły się tym, że sąd przedłużył areszt obu głównym podejrzanym. Nie zgodził się, jak wnioskowali adwokaci, o uchylenie wobec nich aresztu. - Zbyt ciężkie zarzuty są im przedstawione - tłumaczył sędzia.

Październik 2002

Na trzeciej rozprawie przesłuchiwani są świadkowie. Roman T. i Ryszard A., konwojent i kierowca, którzy 10 grudnia ubiegłego roku jechali pocztowym lublinem, zgodnie zeznają, że obaj napastnicy mierzyli do nich z broni myśliwskiej z obciętą lufą. Podważyli w ten sposób zeznania Witolda K., który twierdził, że miał przy sobie kij. Wciąż sporna jest kwestia, o której godzinie chłopcy zaczynali feralnego dnia lekcje. Hubert twierdzi, że o ósmej, Witold, że godzinę później. Rozstrzygnięcie tej kwestii pozwoli ustalić, czy Hubert U. rzeczywiście chciał zrezygnować z udziału w napadzie, jak zeznał na lipcowej rozprawie.
W piątek przesłuchiwani będą kolejni świadkowie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zmiany w rządzie. Donald Tusk przedstawił nowych ministrów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kalisz.naszemiasto.pl Nasze Miasto