Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

HISTORIA Ślady pradawnych ceremonii związanych z Wielkanocą na kościelnych murach

Błażej Cisowski
W murach kościoła św. Wita w Rogoźnie doliczono się aż 308 otworów łączonych z używaniem świdra ogniowego
W murach kościoła św. Wita w Rogoźnie doliczono się aż 308 otworów łączonych z używaniem świdra ogniowego Błażej Cisowski
Tajemnicze dziury w cegłach muru zewnętrznego kościoła św. Wita w Rogoźnie to otwory po świdrze ogniowym, za pomocą którego prastarym zwyczajem rozniecano liturgiczny ogień podczas wielkanocnych ceremonii. W Rogoźnie doliczono się aż 308 tego typu otworów

W zewnętrznych, ceglanych ścianach późnogotyckiego kościoła św. Wita w Rogoźnie, który wniesiony został w 1526 roku, znajdują się tajemnicze otwory. Niektórzy mieszkańcy interpretują je jako efekt działań zbrojnych, czyli ostrzelania w trakcie II wojny światowej. Jednak równo wyżłobione otwory nie przypominają śladów po pociskach. Ponadto kościół nie był przedmiotem bezpośrednich działań militarnych, mimo, że ostatnia wojna go nie oszczędzała, gdyż hitlerowscy okupanci ograbili świątynię z cennych naczyń liturgicznych i zamienili ją w magazyn. Wywieziono też dzwony ze stojącej nieopodal murowanej dzwonnicy, która została rozebrana.

Czym więc są tajemnicze otwory, których w Rogoźnie doliczono się aż 308, jeżeli nie śladami po pociskach? W literaturze pojawia się na ten temat kilka koncepcji, tym bardziej, że podobne dziury w cegłach występują w wielu gotyckich kościołach ceglanych w całej Polsce i na terenie północnych Niemiec. Znaleźć je można między innymi na ścianach kolegiaty w Szamotułach, będącej jednym z najcenniejszych zabytkowych kościołów w Wielkopolsce. Powtarzana w Szamotułach legenda mówiła, że ścianę drążą duchy z pobliskiego cmentarza przybywające w wigilię Wszystkich Świętych, a kiedy wreszcie uda im się dostać do wnętrza kolegiaty, nastąpić ma koniec świata.

To jednak tylko ludowa fantazja. Z kolei jedno z wyjaśnień naukowych, na które dziś także spogląda się przez palce mówiło, że dziury miały mieć charakter ekspiacyjny, czyli pokutny, a grzesznik, chcąc odpokutować za popełnione niegodziwości, miał kciukiem, monetą, a nawet palcem żłobić cegłę w kościelnym murze.

Kolejna z hipotez może być już bliższa rzeczywistości, aczkolwiek odnosi się do zjawiska marginalnego. Mówi ona, że z kościelnych cegieł pozyskiwano proszek, który stanowić miał cudowny dodatek do leczniczych i znachorskich mikstur na różne dolegliwości ludzi i zwierząt. Znając fantazję dawnych wieków nie można tego do końca wykluczyć. W kontekście leczniczym mówi się także o tym, że chorzy wdmuchiwać mieli swoją dolegliwość we wcześniej wydrążoną dziurę.

Najpewniejsza teoria na pochodzenie tajemniczych otworów jest jednak zupełnie inna. Mówi ona, że są pozostałościami po działaniu świdra ogniowego, czyli urządzenia, przy pomocy którego w dawnych wiekach rozpalano ogień w noc Wigilii Paschalnej. Teoria jest racjonalna, a nawet potwierdzona została przez naukowców z Instytutu Prahistorii UAM, o czym informuje Lech Męczarski w artykule „Skąd wzięły się otwory w murze gostyńskiej fary?” opublikowanym na stronie faragotykgostyn.pl.

Świder ogniowy wykorzystywany był do niecenia ognia już 7 tys. lat p.n.e. Służył też naszym słowiańskim przodkom, w czasach gdy wyznawali oni kult solarny (podobnie jak Germanie, czy Prusowie) i związany z nim kult ognia. Obrzęd przejścia z ciemności do światła, czyli z zimy do wiosny, wykorzystany został przez kościół katolicki wraz z chrystianizacją naszych terenów. Dlatego też niecony starożytną, uświęconą tradycją tarcia drewna ogień, zaczął służyć do zapalania paschału w Święto Zmartwychwstania Chrystusa, tak jak wcześniej służył do rozpalania świętych ognisk.

Technika świdra ogniowego polegała właśnie na tarciu drewna. Wiertło z twardego drewna obracało się w obu kierunkach na cięciwie prostego łuku, poruszanego w tą i z powrotem. Stożkowato zastrugany tylni koniec wiertła opierał się o stabilną płaszczyznę, czyli kościelny, a więc uświęcony mur nadawał się idealnie. Po kilku obrotach wiertło drążyło otwór, dobrze się mocując. Z kolei jego przedni koniec wirował w podstawionej prostopadle, miękkiej deseczce, którą przyciskano całe urządzenie do muru. Na styku deseczki i wiertła powstawał efekt cieplny, a dzięki przyłożeniu łatwopalnego materiału, np. suchego mchu, po kilkudziesięciu sekundach pojawiał się płomień, służący do zapalenia paschału i innych świec.

Teorię potwierdza wysokość otworów, które ulokowane są na wysokości ludzkich rąk, a także ich lokalizacja - przeważnie na najcieplejszej południowej ścianie, tak jak w Rogoźnie. Z kolei ilość otworów wskazuje, że ogień zaniecano również podczas innych świąt, na przykład w Boże Narodzenie.

W tegoroczną Wielką Sobotę, czyli już za tydzień, ogień zapłonie przy kościele św. Wita tak, jak dzieje się to od wieków. Do jego pozyskania nie posłużą już świdry, od których z czasem odstąpiono. Jednak podążając do kościoła warto spojrzeć na otwory, czyli pamiątkę pradawnych wielkanocnych ceremonii.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oborniki.naszemiasto.pl Nasze Miasto