Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jest Amerykanką od 20 lat mieszkającą w Wenecji i autorką poczytnych kryminałów

Rozmawiała Monika Frenkiel
Rozmowa z Donną Leon, pisarką GK: Pani powieści - bardziej niż kryminałami - są powieściami obyczajowymi, opisującymi włoską rzeczywistość. Zdziwiło mnie więc, gdy dowiedziałam się, że jest pani Amerykanką.

Rozmowa z Donną Leon, pisarką

GK: Pani powieści - bardziej niż kryminałami - są powieściami obyczajowymi, opisującymi włoską rzeczywistość. Zdziwiło mnie więc, gdy dowiedziałam się, że jest pani Amerykanką. Oznacza to, że musiała Pani dokładnie przyjrzeć się obyczajowości Włochów. I to nie tylko Wenecjan, których opisuje Pani najczęściej, ale i mieszkańców małych miasteczek...

- To bardzo miłe, dziękuję za komplement. Wszystkie małe miasteczka zawsze są takie same. Mówiłam o tym wielokrotnie. Dla wszystkich Wenecja to... "Och, Wenecja!", wielkie miasto. Zapomina się, że to malutkie miasteczko, które ma 60 tysięcy mieszkańców. Wszyscy się znają, gadają, plotkują.

GK: Rozumiem, że weszła Pani już w to środowisko tak głęboko, że z Panią również plotkują?

- Nieustannie.
GK: To było trudne wejście?

- Nie, coś mi pomogło. W 1967 roku zaprzyjaźniłam się z młodą Włoszką. W 1968 roku, kiedy wyszła za mąż, zaprzyjaźniłam się także z jej mężem. Co roku wracałam do Wenecji, żeby się z nimi zobaczyć. Stawałam się częścią ich rodziny, przyjaciółką ich przyjaciół, przyjaciółką ich rodzin, i przyjaciółką przyjaciół przyjaciół i tak dalej. Zawsze oczywiście jestem obcokrajowcem. Jestem jednak cały czas pod ochroną moich przyjaciół. Ludzie ufają mi tak samo jak Franco i Robercie.

GK: Jednocześnie to, że nie jest Pani jedną z nich, daje Pani pewien dystans?
- Tak. Mam anglosaską wrażliwość, anglosaski rozsądek i pojmowanie spraw. W związku z tym system etyczny zawarty w moich książkach jest bardzo anglosaski. Wiele rzeczy, które w moich książkach pojmowane są jako złe, dla Włochów są zwyczajne...
GK. Na przykład oszukiwanie urzędu podatkowego...

- Żartuje Pani. A co w tym złego?

GK: A skąd tak dobra znajomość metod pracy policji?

- Mam kłamać czy powiedzieć prawdę? Po prostu, czytam inne kryminały. Ale sprawiam dobre wrażenie, prawda? Jednak inne rzeczy, topografia, restauracje, informacje dotyczące fałszerzy sztuki - wszystko to wymaga miesięcy badań. Wszystko zawarte w książce, poza samym sposobem pracy policji, jest autentyczne.

GK: Ale obyczajowość Włoch można opisywać w powieściach obyczajowych. Skąd więc forma kryminału?

- Kiedy napisałam pierwszą książkę, stwierdziłam, że jeśli zaczyna się od morderstwa, to musi być to kryminał. A kiedy kończyłam tę powieść, nie przypuszczałam, że będzie druga, trzecia i czwarta. Ale ludziom podobała się pierwsza, więc pytali: A może Pani napisze drugą?. No i tak jakoś poszło.

GK: W Polsce przyjęło się, że pracownik naukowy uniwersytetu nie pisuje literatury popularnej. Nie pisze kryminałów, fantastyki... To nie wypada. Pani wykłada na uniwersytecie. Jak to jest we Włoszech, w Stanach?

- I to jest różnica między amerykańskim a europejskim życiem akademickim. Powiedzieć komuś, że jeśli jest pracownikiem naukowym, to musi być bardzo poważną osobą i pisać tylko poważne rzeczy, to jakby go uwięzić. To tak jak powiedzieć: Owszem, dostaje Pani pracę, ale nie wolno się Pani bawić.

GK: Nie wolno się cieszyć z tej pracy...

- Dokładnie tak. Na szczęście, kiedy się urodziłam, w roku 1942, i w latach 50., w Stanach panowała epoka amerykańskiego triumfu. Pochodzę z pokolenia, które mogło mieć wszystko. Ale nie mam ambicji. Kiedy u świętego Piotra rozdawali poczucie humoru albo zielone oczy, to wzięłam. Ale ambicja poszła zupełnie gdzie indziej. W związku z tym jedyną rzeczą, o której naprawdę marzyłam, jest po prostu cieszyć się życiem. Bawić się. Właśnie dlatego nigdy w życiu nie miałam tzw. poważnej pracy. Nie było czegoś takiego, że wchodzę w system, strukturę, a potem idę tą ścieżką. Nigdy w życiu. Po prostu. Ja po prostu dobrze się bawię. Myśl, że nauczycielowi akademickiemu nie wolno się bawić, jest dla mnie niedorzeczna. Włosi myślą natomiast w taki sposób - jeśli jesteś intelektualistą, profesorem, to musisz mieścić się w pewnych ramach.

GK: Więc jak Włosi reagują na Pani pisarstwo?

- W ogóle nie reagują, bo te książki nie są tłumaczone na włoski.

GK: Książki o Włochach nie są tłumaczone na włoski? Dlaczego?

- Ponieważ naprawdę wolę żyć życiem anonimowym. Tłumaczenie moich książek na język włoski nie może mi zaoferować nic, czego bym pragnęła.

GK: A czy Pani włoscy przyjaciele wiedzą, że pisze Pani o nich?

- Tak, powiedziałam im, ale żaden z nich nie czyta po angielsku.

Donna Leon
Przyszła na świat w Nowym Jorku w rodzinie
irlandzko-hiszpańskiej. Po raz pierwszy odwiedziła Włochy w roku 1965. Przez następne dziesięć lat przyjeżdżała tam regularnie, pracując w USA, Iranie, Chinach i Arabii Saudyjskiej jako nauczycielka angielskiego.
Przez ponad 15 lat mieszkała na różnych kontynentach, w końcu osiadła na stałe w Wenecji. Rozpoczęła pracę na uniwersytecie marylandzkim, który współpracował z amerykańskimi bazami wojskowymi w Veneto (Wenecja Euganejska), jednocześnie pisząc powieści w języku angielskim. W 1992 r. wysłała książkę na konkurs
do Japonii i zdobyła pierwszą nagrodę. Potem podpisała umowę na kolejne dwie powieści i w ten sposób narodziła się seria dwunastu kryminałów, których bohaterem jest komisarz Guido Brunetti. Wszystkie książki Donny Leon spotkały się z wielkim uznaniem; ostatnio autorka otrzymała nagrodę Stowarzyszenia Autorów Kryminałów Macallan Silver Dagger za powieść "Znajomi na stanowiskach".

Jej najnowsza książka, "Morze nieszczęść", ukazała się właśnie na polskim rynku nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto