Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Język polski przetrwa, bo jest wyjątkowy [Wywiad]

Grzegorz
Za parę lat młodzi nie będą pamiętać, że „strzelali sobie słit focię, robili hashtagi i wrzucali na fejsika”. Zapraszamy do przeczytania naszego wywiadu z Katarzyną Barzyk, nauczycielką języka polskiego z Jasła.

Co w XXI w. najbardziej kaleczy język polski? Lajkowanie zdjęć, update’owanie oprogramowania, chodzenie do Media Markt, „zajebiste wykony” w programach talent show, zupełna ignorancja dla zasad gramatyki i interpunkcji we wpisach na Facebooku czy może jednak wciąż ta nieszczęsna polska „k****”?
Język polski najbardziej kaleczy brak świadomości językowej, pozorny luz i niechlujność Polaków, tłumaczone przewrotnie wolnością słowa.

„A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają”. Gdyby Mikołaj Rej otrzymał przepustkę z zaświatów i na tydzień odwiedził dzisiejszą Polskę, powtórzyłby to zdanie? Wielu językoznawców szczególnie boli wprowadzanie do polszczyzny słów jej obcych.
Zapewne powtórzyłby, bo przecież historia języka polskiego to nieustannie napływające do niego zapożyczenia. Sam Rej z nimi się stykał. Najpierw pochodzące z greki i łaciny, potem z języka niemieckiego i francuskiego, a jeszcze później z angielskiego. Polski zawsze dobrze radził sobie z zapożyczeniami. Jest to język stosunkowo młody. Gdyby na przykład taki współczesny Francuz mógł porozmawiać ze swoim średniowiecznym rodakiem, miałby z pewnością więcej problemów ze zrozumieniem go niż współczesny Polak czytający „Bogurodzicę”. Język naturalnie się zmienia i nasi przodkowie również tego doświadczali. Tyle, że tempo tych zmian może szokować. Polskie społeczeństwo ulega silnym wpływom kultury zachodniej, przejmując bezrefleksyjnie obce wzorce kulturowe, również w sferze języka.

Nasz język może być niebawem bardziej angielski niż polski?
Na całym świecie niewątpliwie dominuje angielski - trudno pogodzić się z tym, że czasami zapożyczamy wyrazy zupełnie bezzasadnie. Z czego to wynika? Czy bardziej ze snobizmu i przeświadczenia, że idziemy z duchem czasu, czy z mody, którą często kreują media. I tu zastanowiłabym się dlaczego „media”, a nie jak dawniej „środki masowego przekazu”. Dziś to pojęcie obce jest już moim uczniom, otwierają szeroko oczy, gdy pada ta archaiczna dla nich konstrukcja językowa. Powszechność mediów sprawiła, że stały się źródłem wzorców językowych. I aż kipi tam od anglicyzmów. Mamy Sopot Festiwal, Biznes Świat, audiotele. Pojawiają się całe frazy z języka angielskiego, np. „Czy mogę prosić o uwagę?”. Przecież taka konstrukcja językowa jest odzwierciedleniem angielskiego „Can I have your attention, please?”. W Polsce powinniśmy powiedzieć po prostu „Proszę o uwagę”. Nawet nazwy magazynów „Flesz” „Party”, „Show” to zapożyczenia. Czy zasadne?

Ciężko wyobrazić sobie życie bez komputera, jednak bez bukowania biletów, organizacji eventu czy innych zapożyczeń, np. tych wspomnianych wyżej, chyba przeżylibyśmy.
W codziennej polszczyźnie zadomowił się też catering, laptop czy lifting. Dziś te wyrazy to już internacjonalizmy, które stabilizują się w systemie leksykalnym. I choć można by się pokusić o spolszczenia, bo wiele takich akcji poszukujących polskich nazw organizowano już na przestrzeni lat, nikt tego nie robi. Istnieją obok wielu polskich nazw w pełnej z nimi symbiozie. Są pewne sformułowania, które ciężko przetłumaczyć jednoznacznie na polski. Prof. Bralczyk powiedział kiedyś, że zapożyczenie „public relations” należy zaakceptować, bo trudno byłoby przyzwyczaić się do mało zgrabnego spolszczenia „poprawa reputacji”. We wszystkim zatem należy zachować umiar.

Największy problem mają z tym ludzie młodzi.
Młodzież zawsze mówiła nieco innym językiem, bo każde pokolenie chce mówić po swojemu. Ważne, żeby zadbać o język oficjalny. Jeśli, oprócz porozumiewania się slangiem młodzieżowym, umieją mówić poprawnie, to nie możemy im zabronić w sytuacjach codziennych używania dla nich tylko zrozumiałego języka. Oni po prostu tworzą zakamuflowany świat stanowiący tylko ich własność i wyrastają z tego języka jak z przykrótkich spodni. Za parę lat nie będą pamiętać, że „strzelali sobie słit focię, robili hashtagi i wrzucali na fejsika”, zapomną, że „after” trwał od piątku do niedzieli i co to znaczy YOLO, a zamiast „kminić” będą myśleć.

Jak wyrobić w młodzieży wrażliwość na słowo?
Ważne jest, by młodzież spotykała w życiu ludzi, którzy uświadomią jej, że bez poprawnej polszczyzny już za kilka lat staną się marginesem niezrozumiałym dla otoczenia, że w dorosłym życiu będą mało wiarygodni, a nawet narażą się na śmieszność. Ważne jest też wskazanie im norm językowych, a tu niebagatelna rola szkoły, instytucji kultury i mediów.

Analizując zmiany następujące w języku polskim, nie sposób pominąć potężnej mocy nowych mediów.
Blogi, czaty, portale społecznościowe to nowy model komunikacji. Tu też język angielski odgrywa niebagatelną rolę. I nie mówię tylko o zapożyczeniach, ale o całym kształcie graficznym polszczyzny w Internecie. Zapisy takie jak shafa zamiast szafa, jush zamiast już czy psheprasham mogą dziwić i denerwować. Niektóre słowa są też dla niewtajemniczonych niezrozumiałe.

Sieć to prostota przekazu, prymat szybkości nad jakością. Rozmowy emotikonami... Komunikacja internetowa doskonale odzwierciedla tempo współczesnego świata. Na próżno możemy tam szukać zdań złożonych, wielokrotnie złożonych. To już tylko w szkole. Podobnie jak znaki interpunkcyjne. Natomiast natrafimy w sieci na lol, cya, thx, na emotikony wyrażające emocje jednym znakiem. I niewątpliwie zubaża to polszczyznę. Bo okazuje się w pewnym momencie, że najbliższej nam osobie nie umiemy powiedzieć, co nas denerwuje, czy, chociażby, co czujemy.

Odpocznijmy na chwilę od języka nowych mediów. Mamy dziś rok dwa tysiące siedemnasty, czy może jednak dwutysięczny siedemnasty?
Nie mam pojęcia skąd się to wzięło. Przecież kiedyś nikt nie pomyślał nawet, żeby powiedzieć, że bitwa pod Grunwaldem miała miejsce w roku tysięcznym czterysta dziesiątym. Czy dwutysięczny stanie się normą? Czas pokaże. Dzisiaj jest to błąd.

A po co ludzie „włanczają” TV?
To nieśmiertelne już dziś błędne sformułowanie „włanczać” stało się kilka lat temu pomysłem na świetną kampanię na temat zmian klimatu i redukcji emisji gazów cieplarnianych. I dużą rolę odegrały w nim autorytety. Pamiętam prof. Bralczyka, który ze szklanego ekranu zwracał się do widzów słowami „Wyłączamy prąd, włączamy oszczędzanie”. Wielu Polaków, szczególnie młodych, cytuje je do dziś. Siła mediów.

Język to też kultura języka. A z nią dzisiaj kiepsko.
Współczesna polszczyzna jest niechlujna, a Polacy zachłysnęli się wolnością słowa i robią z tej wolności prywatny folwark. Dziś słowo „zajebisty” przestaje szokować, bo młodzi w ten sposób nazywają coś mocnego, wyrazistego. Starsi są bardziej powściągliwi i słowo to może ich razić. A czy nie jest po prostu tak, że ubogi i ograniczony zasób słownictwa współczesnych, szczególnie młodych ludzi wymusza na nich użycie wulgaryzmów, bo dzięki temu mogą sobie ulżyć, poradzić ze światem? Dziś ubolewa się nad tym, że społeczeństwo tak mało czyta. Kiedyś było inaczej, bo moje pokolenie, nie tak stare przecież (nie jestem z epoki dinozaurów!), właśnie książkami rekompensowało sobie brak kilkudziesięciu kanałów telewizyjnych czy Internetu. Wszelkiego rodzaju słowniki stają się towarem ekskluzywnym i próżno ich szukać w wielu domach.

Sęk w tym, że kultura języka szwankuje również u tych, którzy w swoich czterech ścianach mają pokaźne biblioteczki, którzy regularnie czytają.
To prawda. Wulgaryzmy już nie kojarzą się ze słownictwem „spod budki z piwem”, ale są wynikiem przemian społecznych. W komunikacji oficjalnej ma to odzwierciedlenie w zjawiskach mody na luz, kolokwializację i właśnie wulgaryzację. I w tej dziedzinie bijemy Europę na głowę, bo nasz język jest jednym z najbardziej nasyconych wulgaryzmami. Możemy pozazdrościć Holendrom, bo w ich zasobie słownikowym jest ich najmniej. Portugalczycy z galanterią stosują eufemizmy. A my i słynący z temperamentu Włosi czy Hiszpanie przodujemy.

Dziś wulgaryzmy słyszymy zewsząd, także z mediów, a za ich pośrednictwem nawet z trybuny sejmowej. To spowodowało, że eufemizm „słownictwo nieparlamentarne” stracił swe odniesienie do rzeczywistości.

Jak przywrócić językowi polskiemu należną mu szlachetność i klasę?
Wulgaryzmy istnieją i nie można się tego wypierać. Istnieje nawet ich słownik. To jednak od użytkowników języka zależy ich stosowanie. Myślę, że akcje społeczne popularyzujące poprawność i normy językowe mogą wskazać społeczeństwu właściwą drogę.

„Nie ma słów niepotrzebnych językowi, są tylko słowa stanowczo nadużywane” - powiedział prof. Jan Miodek. Jakie słowa padają z ust Polaków zbyt często? Mnie w pierwszej kolejności przychodzi na myśl irytujące „generalnie”, czy non stop wtrącana „prawda”.
Nadużywamy również „zdaje się”, „aczkolwiek”, „rzeczywiście”, czy „w istocie”. Często zwracam też uwagę na słowo „projekt”, pełniące funkcję worka, do którego wrzucamy coś konkretnego, np. reportaż, spektakl teatralny, a nawet książkę (co najbardziej mnie irytuje). Teraz to wszystko zamienia się na słowo projekt: „ten projekt był ciekawy”, „zaangażowano mnie do tego projektu”, „w tym projekcie brali udział”. Podobnie każde wydarzenie, gala, wernisaż jest „eventem”. I pozostawię to bez komentarza.

Mówiąc „przyszłem” mówimy już po polsku?
Co jakiś czas pojawiają się plotki o dopuszczeniu formy „przyszłem” i pojawiać się będą. Swoim uczniom tłumaczę, że stosowanie formy żeńskiej przez mężczyzn jest zwyczajnie niemęskie. Wzorzec jednak bardzo często jest mocno ugruntowany w rodzinie. To przecież mama, od urodzenia opiekująca się synem stosuje, poprawną skądinąd formę „przyszłam”, „poszłam”, „wyszłam” i taki wzorzec zostaje utrwalony.

Jaka jest przyszłość języka polskiego? Za dwadzieścia, trzydzieści, pięćdziesiąt lat ktoś będzie jeszcze mówić prawdziwie po polsku?
Trzeba mieć nadzieję, że język polski poradzi sobie doskonale. Nie zaleje nas fala anglicyzmów i w tym języku nie będziemy mówili na co dzień, tak jak przed wiekami nie mówiliśmy po łacinie. Okresy zaborów nasz język narodowy również przetrwał, a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że ugruntował swoją pozycję. Jesteśmy bowiem narodem, który ma przeświadczenie o swej wyjątkowości i w obliczu zagrożenia przyjmuje postawę purystyczną. Przetrwanie języka polskiego zapewni także edukacja w tym języku. I tu niebagatelna, jak już wcześniej mówiłam, rola szkoły. A zamiast zwalczać błędy, należy popularyzować piękną i poprawną polszczyznę. I jeszcze raz powtórzę, że media mają w tej kwestii bardzo dużo do zrobienia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto