Maciejewscy są idealnymi klientami banku. Wzięli duży kredyt, na wiele lat, raty spłacali terminowo. Teraz mówią pół żartem pół serio, że bank tak bardzo ich ceni, że nie chce się z nim rozstać…
Problemy zaczęły się wiosną ubiegłego roku. PKO BP przysłało Maciejewskim pismo z prośbą o dostarczenie cesji ubezpieczeniowej domu, na który został spożytkowany kredyt. Ta prośba ich nie zaskoczyła, bo podobnie było w poprzednich latach. Tyle że tym razem bank policzył sobie "za przypomnienie" 41,67 zł.
- Dzień później zaniosłem cesję do PKO, ale w żadnym wypadku nie zamierzałem płacić tych 41 złotych - relacjonuje Piotr Maciejewski, który dodaje, że w banku poinformowano go, iż zapłata za przypomnienie zostanie anulowana, więc nie ma powodów do obaw.
Minął miesiąc i kaliszanie otrzymali kolejne pismo przypominające o dostarczeniu cesji i zobowiązujące do wpłaty kolejnych 41,67 zł. Poszli do banku i - jak im się wydawało - wyjaśnili sprawę. Wyjaśniali dwukrotnie, za każdym razem dając cesję do skserowania. Zapewniano ich, że należne kwoty zostaną anulowane.
Wreszcie w lipcu, podczas trzeciej wizyty, urzędniczka w ich obecności zatelefonowała do przełożonych w Poznaniu, wytłumaczyła, że doszło do pomyłki i zapewniła, że nie ma mowy o jakichkolwiek zaległościach. Postanowili dmuchać na zimne.
- Powiedziałem, że chcę to mieć na piśmie i dostałem - mówi Maciejewski i pokazuje odręczny dopisek pracownicy banku, powołującej się na rozmowę z centralą.
Nie trzeba tłumaczyć, że na tym sprawa się nie zakończyła, bo w następnych miesiącach przychodziły "przypomnienia", a wierzytelność wobec banku rosła o 41 zł w każdym miesiącu. PKO przekazywało dane o wysokości należnych zobowiązań - na koniec roku to było już ponad 300 zł i informowało, że opłata za bieżące zawiadomienie wynosi kolejne 41 złotych i 67 groszy.
Do banku już nie biegali. Zaczęła się wymiana pism, w których oni tłumaczyli swoje racje.
- Pisaliśmy też, że to są kpiny, szarpanie naszych nerwów i zdrowia - opowiada pan Piotr.
W odpowiedzi (był już październik ubr.) PKO przyznało, że drugie przypomnienie w sprawie cesji było niepotrzebne i zostało wysłane przez pomyłkę. Pierwsze jednak było całkowicie zasadne. - Pisma z informacją o niedopłacie podczas spłaty udzielonego kredytu, jak i pobrane opłaty są prawidłowe - informuje naczelnik Piotr Bocian, według którego to pierwsze 41 zł zostało potrącone z rachunku przeznaczonego na spłatę kredytu. Tym samym, mimo że w każdym miesiącu Maciejewscy terminowo spłacali kredyt, do pełnej raty brakowało kwietniowych 41 zł oraz kolejnych kwot w tej wysokości za każde następne otrzymane z PKO pismo.
Teraz kaliszanie zaczynają mieć wątpliwości, czy PKO w ogóle chce, żeby spłacili kredyt. Ostatnia styczniowa rata to 360 zł, a opłaty za "przypomnienia" to drugie tyle.
- Wygląda na to, że bank "dorabia" sobie wysyłaniem niepotrzebnych, ale kosztownych pism - uważa Maciejewski, który jest gotów wpłacić te 300 zł, lecz symbolicznie, na jakiś zbożny cel. W sporze z PKO nie zamierza ustąpić.
Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?