Na sąsiadów narzekają wszyscy, nie tylko mieszkańcy ogromnych bloków i ciasno przylegających do siebie starych kamienic. Skarżą się także właściciele domów jednorodzinnych oraz mieszkańcy wsi, w których domy oddalone są od siebie o kilkaset metrów. Widocznie taka jest nasza natura.
W blisko 90 budynkach należących lub administrowanych przez Spółdzielnię Mieszkaniową Dobrzec w Kaliszu mieszka kilkanaście tysięcy osób, jednak "naprawdę trudnych spraw", jak je określa prezes Krzysztof Dremza, jest kilka, może kilkanaście w roku. Większość to drobiazgi, z którymi stykamy się na co dzień. Ktoś za głośno puszcza muzykę, kto inny stuka w ściany lub podłogę.
- Staramy się te spory rozwiązywać, łagodzić, jak nie da rady, przekazujemy do rad osiedli - tłumaczy Dremza.
Część międzysąsiedzkich sporów dociera do spółdzielni okrężną drogą, bo lokatorzy od razu wzywają policję lub choćby straż miejską. Ze statystyk wynika, że municypalni są najczęściej wzywani, bo: sąsiad źle zaparkował, zakłóca porządek publiczny remontując mieszkanie, słuchając głośno muzyki lub po prostu wrzeszcząc, a także podrzucając śnieg lub śmieci pod drzwi. Lokatorzy wzywają strażników również z powodu zbyt głośno krzyczących dzieci lub przeraźliwie szczekających psów.
Przed kilkoma dniami dyżurny kaliskiej Straży Miejskiej otrzymał informację, że "dzieci sąsiadki w sposób złośliwy krzyczą przez okno, używając przy tym słów bardzo wulgarnych". Gdy strażnicy zjawili się na miejscu, okazało się, że trzy mniej więcej 10-letnie dziewczynki bawią się piłką pod opieką osoby dorosłej. O wulgarnym zachowaniu nie było mowy. To jednak nie koniec, a wręcz początek międzysąsiedzkiego sporu.
- Na drugi dzień matka tych dziewczynek zadzwoniła do nas i zażądała natychmiastowego usunięcia pojazdu sąsiada, który złożył skargę, bo dzieci nie mają gdzie się bawić - opowiada Agata Dybioch, rzecznik Straży Miejskiej w Kaliszu.
Zdarza się, że lokatorzy zastępują policję skarbową i inne urzędy. Jeden z mieszkańców Dobrzeca doniósł na sąsiada, że prowadzi nielegalny warsztat stolarski, piłując i stukając w drewno całymi dniami. Podczas wizji lokalnej okazało się, że człowiek, owszem, produkuje meble kuchenne, tyle że sposobem gospodarczym do własnej kuchni.
Nie oznacza to, że takiej działalności nikt nie prowadzi, i że ona nikomu nie przeszkadza. Na każdym osiedlu jest co najmniej kilka firm mieszczących się w prywatnych mieszkaniach. Każda z nich ma klientów, którzy przynajmniej w godzinach urzędowania trzaskają drzwiami w klatkach schodowych, brudzą na schodach czy ogólnie rzecz biorąc robią hałas. To się rzecz jasna lokatorom nie podoba. Nie wszyscy jednak wiedzą, że zgodnie z prawem taką firmę może założyć każdy bez potrzeby informowania o tym, a tym bardziej występowania o zgodę do spółdzielni.
- Ustawodawca pozwala na prowadzenie "nieuciążliwej działalności" bez pytania nas o zgodę, a jednocześnie zobowiązuje nas do rozwiązywania problemów, które z tą działalnością się wiążą - tłumaczy prezes Dremza.
Problemy nie do rozwiązania bywają także rezultatem wsłuchiwania się w… prośby i potrzeby lokatorów. Na przykład starsze lub schorowane osoby proszą o postawienie przed blokiem ławki, bo na najbliższy skwerek jest dla nich za daleko. Mija kilka tygodni i lokatorzy, szczególnie ci z niższych pięter, zwracają się o usunięcie ławki, bo w nocy zbiera się na niej młodzież, słychać krzyki, przekleństwa, urządzane są libacje. I tak źle, i tak niedobrze. Jak to w życiu.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?