Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kto z nas lajkuje, a kto hejtuje. Anglicyzmy są OK, bylebyśmy tylko nie zapominali o swoim języku

Redakcja MM
Redakcja MM
Free Book Zone czy Strefa Wolnej Książki? Lajkować czy lubić? ...
Free Book Zone czy Strefa Wolnej Książki? Lajkować czy lubić? ... Archiwum
Free Book Zone czy Strefa Wolnej Książki? Lajkować czy lubić? Backstage czy scena? Co się stało z językiem polskim i czy zalew anglicyzmów jest OK, czy może nie jest porządku. Debatę na ten temat zorganizował Szczeciński Inkubator Kultury.

Maciej Pieczyński
[email protected]

ZaBOOKuj polski dla siebie w Inku - pod takim hasłem przebiegała dyskusja, w której udział wzięli ludzie, na co dzień pracujący z językiem. Anglista, polonistka, dwoje dziennikarzy, bloger, językoznawca.

- Czy naprawdę musimy zaśmiecać nasz język? Dlaczego o niego nie dbamy? - pytał oburzony Rafał Podraza, pisarz, biograf Magdaleny Samozwaniec.

- Właściwie nie ma języków samowystarczalnych, w każdym są zapożyczenia - odpowiadał na to oburzenie dr Rafał Sidorowicz, językoznawca, członek Towarzystwa Miłośników Języka Polskiego. - To, czy użycie danego anglicyzmu jest zasadne, rozstrzygać powinno kryterium wystarczalności języka. Jeśli mamy w języku polskim odpowiednik, to powinniśmy tego właśnie odpowiednika używać. Trzeba być bardzo ostrożnym w używaniu zapożyczeń.

Jednym z najpowszechniejszych anglicyzmów w języku polskim jest wyraz komputer.

- Były pomysły, żeby nazwać to urządzenie polskim wyrazem "liczydło" - mówi dr Sidorowicz. - Ale to określenie nie byłoby adekwatne, bo komputer nie tylko liczy, a poza tym liczydło znaczy też coś zupełnie innego.

Jak przyznaje Rafał Sidorowicz, ciężko się dziwić inwazji anglicyzmów na nasz codzienny język.

- Żyjemy w epoce postępu techniki, która przecież w większości pochodzi ze świata anglojęzycznego - mówi. - Poza tym wiele anglicyzmów to, tak jak komputer, wyrazy internacjonalne, które pomagają nam odnaleźć się i zrozumieć nawzajem w tym coraz bardziej kurczącym się świecie.

- Drażni mnie, jak słyszę "backstage" zamiast scena, "fanpage" zamiast strona dla wielbicieli - mówi Rafał Podraza. - I to mówią tak dziennikarze, a więc ci, którzy powinni dbać o czystość języka, stanowić dla nas wzór tej czystości.

Rozdzierania szat nad anglicyzmami w mediach nie podziela Łukasz Kowalik, prezenter radiowy.

- Ode mnie oczekuje się, że będę na antenie mówił językiem ulicy, mentalnie blisko słuchacza - mówi. - Dlatego ja odpalam radio, nie włączam. Nie odsyłam słuchaczy na profil radia na Facebooku, a na fanpage. Rozmawiam z nimi jak z kolegami, w których słowniku takie słowa jak "sorry" czy "OK" są powszechne, naturalne i nikt nie zastanawia się już nawet nad ich pochodzeniem. Na przykład właśnie "sorry" weszło już na trwałe do słownika młodszych pokoleń jako bardziej luźna i mniej zobowiązująca forma przeprosin.

Małgorzata Frymus, dziennikarka radiowa zajmująca się kulturą, nie wyobraża sobie prowadzenia audycji młodzieżowej, w której byłaby zmuszona sięgać tak gęsto po anglicyzmy.

- Irytują mnie obcojęzyczne wstawki, jeśli są sztucznie doczepiane do wypowiedzi - mówi. - Oczywiście, są pewne sformułowania, które precyzują dane zjawiska i ciężko je przetłumaczyć jednoznacznie na polski. Ale, podczas audycji, jeśli już używam takich słów po angielsku, to staram się je od razu wyjaśniać słuchaczom i przekładać na polski.

Konserwatywne podejście do języka podczas debaty zdecydowanie przejawiał Rafał Podraza.

- Nie można mówić, że rynek każe dziennikarzom używać anglicyzmów - mówi. - Przecież to dziennikarze, opisując rzeczywistość, kreują ją jednocześnie. To od nich młodzi ludzie uczą się "lajkować" zamiast lubić, "hejtować" zamiast nienawidzić itd. Trzeba dobre wzorce przekazywać.

Bardzo plastycznie o tym, jak niepraktyczne mogą być anglicyzm w naszym życiu codziennym, powiedział dr Sidorowicz.

- Ważne jest kryterium użyteczności danego słowa, a więc to, czy zapożyczenie będzie zrozumiałe i używane. Chodzi o wymiar pragmatyczny - mówi. - Mogę oczywiście nazwać basen Floating Arena, ale nasuwa się pytanie, kto będzie tej nazwy używał? Taka nazwa często pozostaje martwym zapisem w dokumentach, niewpisanym w codzienną rzeczywistość językową. Dobrze, jest Floating Arena, ale szczecinianin i tak będzie umawiał się z dziewczyną nie przy Floating Arenie, a przy basenie.

Problem zapożyczeń z języka angielskiego uczestnicy debaty łączyli z brakami w edukacji dzieci. Damian Czarnowski, bloger, który opowiedział anegdotyczną sytuację, z jaką się zetknął podczas kursu na przewodnika miejskiego.

- Oprowadzałem po Zamku Książąt Pomorskich grupę gimnazjalistów - mówi. - Przechodziliśmy akurat obok pomnika Bogusława X i Anny Jagiellonki. W pewnym momencie jeden chłopak z wielkim przejęciem powiedział do swojego kolegi, czytając napis na monumencie: "ty, patrz, Bogusław iks!". I to chyba jest większy problem. Anglicyzmy w sferach internetowych, nawet w mediach internetowych, niech funkcjonują, bo to przecież ich naturalne środowisko. Byle ludzie przez to nie zapominali o swoim języku.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto