Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lekarz Mariusz Mioduski: Tlen się kończy, nikt nie chce przyjąć pacjentów

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Mariusz Mioduski, anestezjolog, lekarz medycyny ratunkowej, zastępca dyrektora do spraw medycznych Mazowieckiego Szpitala Wojewódzkiego w Siedlcach
Mariusz Mioduski, anestezjolog, lekarz medycyny ratunkowej, zastępca dyrektora do spraw medycznych Mazowieckiego Szpitala Wojewódzkiego w Siedlcach Archiwum domowe
Tlen w szpitalach już się kończy. Są trudności w dostawie butli z tlenem. Stan pacjentów chorych na COVID-19 jest coraz cięższy. Dużo pacjentów umiera. Coraz więcej. Wszystkie oddziały intensywnej terapii i respiratory są zajęte. Chcieliśmy przekazać pacjenta na respiratorze do szpitala covidowego, ale w województwie nie było szansy, aby znaleźć dla niego miejsce i nigdzie poza województwem – mówi Mariusz Mioduski, anestezjolog i lekarz medycyny ratunkowej z Mazowieckiego Szpitala Wojewódzkiego w Siedlcach.

Przekroczyliśmy wydolność systemu ochrony zdrowia – mówi wprost prof. Andrzej Horban. Jak to wygląda z Pana perspektywy?

Na całą pandemię patrzę z kilku perspektyw. Z perspektywy lekarza pracującego na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym z racji tego, że jestem specjalistą medycyny ratunkowej. Z punktu widzenia specjalisty anestezjologii i intensywnej terapii pracującego na Oddziale Intensywnej Terapii. No i z punktu widzenia zastępcy dyrektora do spraw medycznych. Mam zatem trzy różne punkty spojrzenia na koronawirusa. Poza tym pełnię jeszcze inne funkcje, pomagam przy zakupach sprzętu, materiałów dla potrzeb likwidacji skutków i walki z COVID-em-19 w województwie mazowieckim, ale nie tylko w nim. Patrzę więc w istocie z wielu perspektyw.

Czy te perspektywy spotykają się ze sobą, czy się rozmijają?

One wypracowują jeden pogląd. Patrząc jako lekarz specjalista medycyny ratunkowej na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, to muszę powiedzieć, że liczba pacjentów jest znacznie większa. Część szpitalnych oddziałów ratunkowych, zwłaszcza wokół nas, się zamknęła. Jedne szpitale się pozamykały, inne przekształciły w szpitale jednoimienne. Mój szpital ma oddział dla pacjentów COVID dodatnich i jednocześnie jest tak naprawdę szpitalem jedynym w regionie, który przyjmuje wszystkich innych pacjentów. Ponieważ w całej tej pandemii, pamiętajmy o tym, że są pacjenci chorzy na koronawirusa, ale są też pacjenci, którzy chorują z innych przyczyn i ich jest dużo. Jeżeli w odległości około kilkudziesięciu kilometrów od naszego szpitala zamknęło się pięć szpitali, przekształcając w szpitale całkowicie covidowe, albo są szpitale, które pozamykały swoje oddziały, albo wyłączyły się częściowo, to obciążenie mojego szpitala pacjentami niecovidowymi jest znacznie większe. Z punktu widzenia pracy lekarza, który na SOR przyjmuje pacjentów w stanie ciężkim, to mogę powiedzieć, że jest ich znacznie więcej. Pacjenci w tej sytuacji są po prostu biedni – mają trudności z dostaniem się do lekarza. Rozumiem to, ale z drugiej strony wiem, że nie jesteśmy w stanie…

Nie jest Pan w stanie być jak Pan Kleks, wziąć pompkę i poszerzyć szpital, żeby przyjąć wszystkich.

No, tak. Mamy ograniczone możliwości. Poza tym u nas w szpitalu personel też choruje, zakaża się, mamy ogniska i z tego też wynikają trudności. A pacjentów, jak mówiłem, nie ubywa, tylko przybywa. Jednocześnie stan pacjentów chorych na COVID-19 jest coraz cięższy. Dużo pacjentów umiera. Coraz więcej. Coraz więcej jest pacjentów w ciężkim stanie. Wszystkie oddziały intensywnej terapii i respiratory są zajęte. Chcieliśmy przekazać pacjenta na respiratorze do szpitala covidowego, ale w województwie nie było szansy, aby znaleźć dla niego miejsce i nigdzie poza województwem. Dzwoniliśmy do różnych szpitali. Siłą rzeczy, tych pacjentów nie da się wystawić na dwór, czy przekazać w próżnię. Muszą pozostać w szpitalu. Nawet jeśli mamy u nas 30 łóżek dla takich pacjentów, to wszystkie inne szpitale, które się zamknęły dla innych pacjentów i w całości są covidowe, to one mogą powiedzieć: „Mamy limit 200 łóżek i 201 pacjenta nie przyjmiemy. Jako szpital drugiego poziomu, mając SOR, przyjmujemy wszystkich; wszystkich diagnozujemy, a potem mamy trudność z odesłaniem ich gdziekolwiek, więc mamy 2 albo 3 razy więcej pacjentów z COVID-19 w porównaniu z liczbą tych, których możemy hospitalizować. Nie mamy gdzie ich przekazać.

Co wtedy robicie?

Hospitalizujemy. Na strefie obserwacyjnej, tam, gdzie nie powinni być; tam, gdzie powinni być tylko podejrzani. A tam leżą dodatni. Kohortujemy, ściskamy łóżka. Wszystko robimy. Niestety, część z nich umiera. Stan części się pogarsza. Ci, którym się polepsza – wychodzą, wtedy mamy wolne łózka, albo znajdujemy miejsca w innym szpitalu, który akurat się otwiera i tam staramy się wysłać pacjentów. Ale wszyscy w ciężkim stanie muszą u nas zostać, bo nikt nie chce ich przejąć. Tych, którzy wymagają terapii wysokoprzepływowej tlenowej, którzy wymagają tlenoterapii z wysokimi stężeniami tlenu – ich nikt nie chce wziąć.

Profesor Horban mówi, że załamanie służby zdrowia…

… już się system załamał!

On uważa, że załamanie przyjdzie wtedy, kiedy nie będzie tlenu, nie będzie łóżek, nie będzie personelu.

Tlen w szpitalach już się kończy. Są trudności w dostawie butli z tlenem. Od wielu dyrektorów szpitali, nie chcę zdradzać, których, słyszę, że ryzyko zamknięcia szpitala z powodu braku tlenu to coś, co występowało u nich już kilkukrotnie. Z powody braku tlenu była potrzeba ewakuacji pacjentów w ciągu kilku godzin, gdyby nie udało się zorganizować tlenu. Sam uczestniczyłem w pomocy w organizowaniu tlenu. Nie chcę mówić o szczegółach. Znowu się udało, dzięki „ludziom życzliwym”.

Już w książce „Jeszcze końca nie widać”, napisałam o tym, jak dzięki współpracy ze Strażą Graniczną, udało się Panu przeprowadzać transporty TIR-ów ze środkami dezynfekującymi przez zamknięte granice. Jak było tym razem?

Tym razem udało się przez Sztab Generalny Wojska Polskiego i przez wojsko, dzięki ogromnemu zaangażowaniu dowództwa jednostki. Wiem, że MIGi-29 latają wysoko, w stratosferę. Stosunek mocy do masy jest 1,2 – są mocniejsze niż F-16. W związku z tym potrzebują mieć czysty tlen, a co za tym idzie, muszą nabijać butle tlenowe. Wiem, że jest lotnisko w Mińsku i że ma zbiorniki tlenu do celów wojskowych oraz sprzęt do nabijania butli tlenowych, sprężarki pod wysokimi ciśnieniami, które – z odpowiednią końcówką, są w stanie nabić również butle medyczne. Organizowaliśmy więc dla szpitali nabijanie tych butli na lotnisku mińskim dzięki wydanej zgodzie przez Sztab Generalny Wojska Polskiego. I to na szybko, bo było ryzyko zamknięcia szpitala i ewakuacji kilkudziesięciu pacjentów. Bardzo za to dziękujemy; ratowali życie pacjentów. No, sytuacja niecodzienna, może trochę dziwna, ale takie też się zdarzają.

Słowem: cały czas partyzantka. Jeśli już wspomniał Pan o wojsku, to czy w szpitalu w Siedlcach korzystacie z wojska? Wojsko sprawdza, czy nie ukrywacie wolnych łóżek?

Korzystamy, ale nie, tego wojsko nie sprawdza. W naszym szpitalu żołnierze jednostki wojsk terytorialnych od kilku dni udzielają nam wsparcia.

Na czym to wsparcie polega?

Pracują na różnych odcinkach, najczęściej pełnią rolę sanitariuszy do pomocy. Wpuszczają do szpitala, otwierają drzwi, wykonują czynności pomocnicze.

Wiadomość o szczepionce, jaka się pojawiła, coś w naszej sytuacji pandemicznej zmienia? Daje nadzieję? Jak Pan odebrał to, że jest już szczepionka?

Jeśli będzie ją można stosować u pacjentów, to dopiero będę się wypowiadał. Jeśli to będzie produkt zatwierdzony, jeśli będziemy mogli go otrzymać. Jeśli będą opublikowane badania, które potwierdzą skuteczność kliniczną takiego rozwiązania, to będę bardzo zadowolony. Natomiast w tym momencie ta wiadomość tak naprawdę dla mnie nic nie wnosi.

Pan premier Morawiecki już ogłosił, że zakupimy 20 milionów szczepionek, że rząd przygotowuje ich dystrybucję. Na dobrą sprawę nie wiemy, jak ta szczepionka jest skuteczna, nie znamy badań klinicznych.

Właśnie. Jeśli zapoznam się z informacjami, które są merytoryczne, a nie tylko obietnicami i jeżeli one rzeczywiście będą przekonujące, to będę bardzo szczęśliwy. Ale w tym momencie do takich informacji prasowych, jak i wcześniejszych, które są bardziej optymistyczne niż rzeczywistość i bardziej są kreowaniem rzeczywistości, która nie istnieje, nie jest taka, jak ją przedstawia telewizja, jestem ostrożny. Na co dzień spotykam ludzi, którzy doświadczają tragedii i te tragedie dzieją się naprawdę. To tragedia pacjentów, którzy mają problemy z dostaniem się do lekarza, którzy chorują z innych powodów niż COVID-19. To pacjenci, którzy są zakażeni i nie można ich nigdzie przekazać. To są trudności w dostawach sprzętu. To są problemy z załatwianiem tlenu i organizacją jego dostaw. Z organizacją butli tlenowych. To trudności ze sprawozdawczością dla różnych osób. Z punktu widzenia dyrektora, każdy chce od nas jakąś tabelę, jakieś sprawozdanie co ileś godzin. Każdy potrzebuje iluś tabel, wypełnienia przez nas dziwnych rubryk, a my nawet nie wiemy, po co to, komu służy, czy ktoś wyciąga z tego wnioski, jakie to są wnioski? To wszystko wydaje się dla nas takie nieoczywiste i bardzo zagmatwane.

W porównaniu z pierwszą falą pandemii, a z tym co mamy teraz, jakie różnice Pan widzi?

Można powiedzieć, że pierwszej fali nie było, że to był podmuch lekkiego wiaterku, a teraz zaczyna wiać halny. Taka to jest mniej więcej skala i różnica. Można powiedzieć, że wtedy pacjenci przechorowywali koronawirusa w miarę lekko, że było więcej zakażeń bezobjawowych. Teraz mamy pacjentów w ciężkim stanie, z ciężkimi objawami i tych pacjentów jest znacznie, znacznie więcej. Są też większe trudności z liczbą personelu medycznego i z koniecznością zapewnienia opieki nad pacjentami właściwie na wszystkich oddziałach. Tego personelu naprawdę brakuje.

A eksperci przewidują, że największy szczyt wciąż przed nami. Pan to sobie wyobraża?

Też tak myślę, że jeszcze nie osiągnęliśmy szczytu zakażeń.

Tak? To za jaki czas i jaki może być tego obraz?

Uważam, że system już się załamał. Możemy, niestety, dojść do takiego miejsca, gdzie będą bardzo duże trudności z udzielaniem pomocy pacjentom, z uwagi na ich liczbę, że stan tych pacjentów będzie coraz cięższy. Trudno mi powiedzieć, kiedy będzie szczyt, ale myślę, że jeszcze nie nastąpił. Ale po drugiej fali będzie jeszcze trzecia. Oddawane, albo przekształcane są nowe szpitale, ale proszę pamiętać, że jeżeli oddawany czy przekształcany jest kolejny szpital, to liczba personelu nie wzrasta. Większą liczbę szpitali musimy zabezpieczyć tym samym personelem. A trzeba pamiętać i o tym, że każde wyłączenie szpitala dla pacjentów, którzy chorują z innych przyczyn, to też jest zmniejszanie bazy łóżkowej dla tych pacjentów, którzy leczą się z innego powodu. Rozumiem, że priorytetem dla rządu jest leczenie COVID-u, natomiast priorytetem dla dyrekcji szpitala jest zapewnienie ciągłości opieki dla pacjentów, którzy leczą się z innych powodów, w tym z powodów onkologicznych, chirurgicznych, kardiologicznych – oni też wymagają opieki. Jeśli im nie pomożemy, to ich stan zdrowia i jakość ich życia znacznie się pogorszy. Musimy o nich pamiętać.

Do Mazowieckiego Szpitala Wojewódzkiego w Siedlcach chorzy na COVID-19 trafiają tylko z Siedlec, czy z całego województwa?

Trafiają również tacy pacjenci, którzy nie uzyskali pomocy w innych szpitalach. Trafiają z różnych miejsc. Tak jak trafiają pacjenci niecovidowi, bo nie mogą uzyskać pomocy w Warszawie, czy gdzie indziej. Oni też przyjeżdżają do nas. Natomiast pacjenci covidowi w tym momencie to są Ci, którzy na nasz oddział trafiają z SOR-u. A to oznacza, że mogą być zewsząd. Ale nie mam miejsc, aby przyjmować pacjentów z zewnątrz – to znaczy, ktokolwiek by do mnie zadzwonił, musiałbym odmówić. Teoretycznie z nami nie można ustalić miejsca na przyjęcie pacjenta z zewnątrz, bo jesteśmy zapchani tymi pacjentami, którzy zgłaszają się do SOR-u. Aczkolwiek, jak mówiłem, są to pacjenci z różnych miejsc, pacjenci covidowi zdarzają się nawet z Wołomina.

Jaki jest ich stan?

Przeróżny, ale zawsze są to pacjenci objawowi. Od zakresu ich saturacji czyli wysycenia hemoglobiny tlenem i od zakresu duszności zależy, jaki model postępowania jest wykonywany; czy ci pacjenci są po zaleceniach lekarskich i po zadaniu odsyłani do domu. Niestety, większość z tych pacjentów teraz wymaga pozostania w szpitalu, na hospitalizacji, a ich stan jest coraz cięższy.

Co się dzieje, jeśli pacjent potrzebuje respiratora, a go nie macie?

Respiratory na razie mamy, bo się zabezpieczyliśmy; staraliśmy się kupować, zanim jeszcze pandemia zaczęła się na dobre. Zobaczymy, jak będzie później. Natomiast tlenoterapię wysokoprzepływową, rozdzielniki do źródeł tlenu to coś, czego wciąż potrzebujemy.

Pana szpital się zabezpieczył, ale co nie zostało zrobione przez te miesiące, kiedy wiosną wiał w Polsce ledwo ten zefirek koronawirusowy, a przecież spodziewano się tej drugiej fali?

Mogę powiedzieć, że w naszym szpitalu zabezpieczyliśmy się w sprzęt, łóżka w odpowiedniej liczbie, w monitory. Znacznie zwiększyliśmy liczbę aparatów do wysokoprzepływowej wentylacji, respiratory – mamy ich 58 - i sprzęt niezbędny do funkcjonowania szpitala. Wszystko co możliwe, zamówiliśmy. Sprzętowo się zabezpieczyliśmy, w dużej mierze dzięki wsparciu z zewnątrz. Nie mogliśmy się zabezpieczyć na wyłączenie kadr. Oczywiście przez cały ten czas chcieliśmy zatrudniać więcej, ale nie da się personelu brać znikąd. Zatem na braki kadrowe zabezpieczyć się nie można. No i jeśli chodzi o sprzęt jednorazowy, to przez cały okres pandemii jest on średnio dostępny i coraz bardziej drogi. I schodzi cały czas.

Mówi Pan o maseczkach, środkach ochronnych i dezynfekcji?

Tak, fartuchy, maski, inne rzeczy, to ciągle schodzi. Zrobiliśmy też przebudowę szpitala, ona jeszcze w części trwa, bo niestety nie jest to takie proste wszystko zrobić szybko, ale kończymy kolejne etapy. Zrobiliśmy śluzy, montowaliśmy drzwi…

…drzwi kleiliście na taśmę klejącą? Widziałam takie obrazki z różnych szpitali.

Nie, mamy drzwi ze ściankami, pomalowane. Oczywiście płyty kartonowe najczęściej, ale normalnie wstawione. Aczkolwiek na taką liczbę pacjentów nie jesteśmy przygotowani, jak też na brak możliwości ich przekazywania do innych jednostek.

Władza czego nie zrobiła? Jak widzą to lekarze, którzy bezpośrednio stykają się z chorymi? O, ciężko Pan wzdycha.

Hmm. No cóż. Wiadomo, że narzekać jest łatwiej, ale chciałbym oddać sprawiedliwość. Trudno jest się przygotować na taką skalę pandemii, jaką mamy teraz. Oczywiście, można było niektóre decyzje o przekształceniach szpitali podjąć wcześniej. Albo wcześniej zacząć budować szpitale polowe, na przykład kontenerowe. Wcześniej organizować personel, w inny sposób motywować do pracy. Powiedzieć jasno o zabezpieczeniach personelu. Gromadzić różne produkty i środki ochrony osobistej wcześniej, w magazynach. Mam kolegę w Izraelu i wiem, że tam robiono inaczej. Budowali szpitale kontenerowe, ściągali sprzęt, mieli całe szpitale, które były do otwarcia w momencie, kiedy przyjdzie fala. Przygotowali się na nią wcześniej. Gdybyśmy nie musieli tworzyć teraz szpitali tymczasowych, tylko zrobili je wcześniej, przynajmniej kilka w Polsce szpitali kontenerowych, to bylibyśmy gotowi i otwierali je od razu, a nie teraz, naprędce zabierali się za budowę.

Budowanie naprędce zawsze jest obarczone wadami.

Tak, ale trzeba to robić teraz, naprędce, bo nie ma wyjścia. Można to było zrobić wcześniej, wolniej, taniej, wcześniej zaplanować. Ale skala pandemii nas przerosła.

Co można myśleć, kiedy jednego dnia minister zdrowia mówi, że nie opuści okrętu, a dwa tygodnie później podaje się do dymisji, jednak ten okręt opuszczając?

Wie pani, lekarzy i pielęgniarki denerwują różne rzeczy. Na przykład to, że pan minister mówi o jakichś dodatkach, ale przysyłają nam stare umowy i nic nie funkcjonuje tak, jak mówi pan minister. Nikt nic nie wie, a NFZ mówi, żeby się o te dodatki nie pytać i że będą kiedyś przepisy wykonawcze. No, OK, na razie wierzymy, że kiedyś będą, ale dziś nikt nie wie, kiedy i dla kogo.

A co z personelem? Jak Pana szpital poszukuje ludzi do pracy? Ściągacie emerytowanych lekarzy i pielęgniarki?

Tak. Potrzebujemy każdego z wykształceniem medycznym. Wolontariusze pomagają, wojsko też pomoże, ale nas interesują lekarze, pielęgniarki, ratownicy. A na rynku jest ich coraz mniej. My mamy Białorusinów i Ukraińców, którym rząd chce dać prawo wykonywania zawodu, ale zobaczymy, jak to będzie.

Pracują w szpitalu, ale nie jako lekarze, nawet jeśli mają lekarskie wykształcenie?

Na razie pracują w większości jako asystenci medyczni, poznają język i zasady. Zobaczymy, czy dostaną prawo wykonywania zawodu. Ale to też nie jest dobre rozwiązanie, bo nie wszyscy znają język polski, nie mają nostryfikacji.

Myśli Pan, że czeka nas taki lockdown, że nie będziemy mogli wyjść z domu?

Myślę, że takiego całkowitego lockdownu nie będzie. O ile pewne działania rząd mógł wprowadzić wcześniej, kiedy druga fala się zaczynała, to otworzył przekształcone wcześniej szpitale na przyjmowanie wszystkich pacjentów. To było działaniem pozbawionym sensu, no więc następnie te szpitale szybko zostały dla tych pacjentów zamknięte. Dobrze, że częściowy lockdown został wprowadzony, natomiast totalne zamknięcie, takie, że nikt nie będzie mógł wychodzić z domu, na razie chyba nas nie czeka. I mam nadzieję, że to nie nastąpi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Lekarz Mariusz Mioduski: Tlen się kończy, nikt nie chce przyjąć pacjentów - Portal i.pl

Wróć na wielun.naszemiasto.pl Nasze Miasto