Jak relacjonuje mł. Asp. Ewelina Karpińska z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu, w piątek 9 lutego około godziny 17 w Przeczowie koło Namysłowa, w czasie blokady skrzyżowania jeden z kierowców stojących w korku, wysiadł ze osobowej skody i zaczął demonstrować swoje niezadowolenie i zdenerwowanie.
- Mężczyzna w pewnej chwili pociął oponę stojącego w blokadzie ciągnika rolniczego, a potem zaczął uciekać – mówi mł. Asp. Ewelina Karpińska. – Na miejscu byli policjanci, którzy pełnili nadzór nad protestem. Po krótkim pościgu zatrzymali tego mężczyznę. Poza tym nie mieliśmy innych zgłoszeń o incydentach w trakcie protestów rolniczych.
37-letni mieszkaniec powiatu brzeskiego usłyszał już zarzut zniszczenia mienia. Wartość zniszczonej opony, to według poszkodowanego – 10 tysięcy złotych. Policjanci przebadali go także testem na narkotyki. Okazało się także, że kierował będąc pod wpływem środka odurzającego i taki zarzut też usłyszał.
Szarża na protestujących
W trakcie trwającego od piątku w kilku miejscach na Opolszczyźnie protestu rolników nerwowych sytuacji było więcej. W sobotę i w niedzielę w Dobrodzeniu protestujący rolnicy razem ze swoimi rodzinami manifestowali chodząc po przejściach dla pieszych. Ruch aut był puszczany co 30 minut.
- Były niebezpieczne sytuacje. Kierowcy wjeżdżali w ludzi chodzących po pasach, nawet w kobiety i dzieci, żeby się przebić dalej - mówi Joachim Ptok, przewodniczący zgromadzenia rolniczego w powiecie oleskim. – Musieliśmy wzywać policję.
Rolniczy protest na drodze to dla niektórych podróż dłuższa nawet o godzinę albo dłużej. Ludziom spieszącym się do pracy czy innych zadań, trudno to zrozumieć.
- Też jesteśmy ludźmi. Jeśli przychodził do nas ktoś, kto stoi w korku, a spieszył się np. na pogrzeb czy jakieś ważne spotkanie, to ruch z jego kierunku puszczamy szybciej – mówi Ilona Jasyk, koordynująca protesty w powiecie namysłowskim. – Nerwowi kierowcy się zdarzali, ale jak porozmawiali z nami, kiedy dowiedzieli się o co nam chodzi, to 90 procent odchodziło mówiąc, że popiera nasz protest.
Masz jabłko i ulotkę
Rolnicy na blokadach rozdają ulotki ze swoimi postulatami, adresowanymi bardziej pod adresem Komisji Europejskiej niż polskich władz. Zdarza się, że częstują jabłkami z miejscowych sadów, albo proponują kawę czy herbatę. Chętnie rozmawiają z tymi, co stoją w korkach i czekają na przejazd, bo w większości miejsc ruch jest co jakiś czas przepuszczany.
- Przychodzili do nas kierowcy TIR-ów, którym trudno jest zawrócić na drodze. Częstowaliśmy ich kawą, herbatą, tłumaczyliśmy o co nam chodzi. Większość ludzi nas rozumie – mówi Joachim Ptok.
- Zdarzają się negatywne reakcje ze strony kierowców, którzy tracą cierpliwość – mówi Maciej Maciuszek, koordynator akcji w powiecie nyskim. – Rozumiemy to i nie blokujemy ruchu całkowicie. Ludzie jadąc wolno mogą zobaczyć nasze transparenty, wziąć ulotkę informacyjną. Staramy się dotrzeć do ludzi z naszymi postulatami.
- Dla mnie rolniczy protest, to straty finansowe liczone w tysiącach złotych. Za chwile ja też będę miał problemy – komentuje przedsiębiorca transportowy z powiatu nyskiego. – Muszę jeździć dłuższą trasą, spóźniam się, muszę odbierać telefony od swoich niezadowolonych klientów. Nie rozumiem, dlaczego rolnicy blokują polskie drogi, a nie pojadą protestować do Brukseli. Przecież tam zapadają decyzje, z którymi rolnicy nie chcą się zgodzić.
Rolniczy protest ma dynamiczny i spontaniczny przebieg. Oficjalnie w całym kraju kończy się 19 lutego. Na Opolszczyźnie większość blokad drogowych zgłoszono do piątku. Sami protestujący nie wykluczają jednak akcji improwizowanych. Na przykład demonstracji pod biurami europarlamentarzystów.
Michał Probierz o Ekstraklasie i Euro
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?