Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pleszewianin opowiada o wyprawie na Ukrainę. "To moja siostra"

Sławomir Dera
Podróż na Ukrainę jest niezwykłym przeżyciem. Wszystko tam jest znajome i bliskie a zarazem inne i zupełnie nowe. A Ukraina to nie Rosja, jak myśli wielu Polaków...

Moja znajomość z Ukrainą zaczęła się na długo przed pierwszą wizytą w kraju wschodniego sąsiada. A wszystko dzięki telewizji, która w 2004 roku transmitowała wybuch i przebieg „pomarańczowej rewolucji”. Podziwiałem wtedy rozentuzjazmowany tłum ludzi o sympatycznych twarzach i czerwonych od mrozu policzkach, którzy w towarzystwie policyjnych aniołów stróżów, skandowali na kijowskim majdanie: nas je bahato, wy nas ne podołaty! Od razu wyczułem intuicyjnie, że ci ludzie postanowili zmienić swój kraj i to bez jednego wystrzału. Zacząłem uważnie śledzić artykuły, gazety, a także poznawać historię narodu, która, jak się okazuje, jest nierozerwalnie związana z historią Polski. Przedtem o Ukrainie wiedziałem tyle, że takie państwo istnieje. Nie przewidywałem, że niebawem zacznę tam bywać kilka razy w roku.

Bardzo często, gdy ludzie dowiadują się, że regularnie odwiedzam Ukrainę, zwykle pada jedno i to samo pytanie: I jak tam jest? Przy czym słowo „tam” brzmi tak, jakby kryła się za nim jakaś mało znana ludzkości, dzika kraina, położona gdzieś, hen daleko, za wielkim murem. Kraina, o której krąży tyle legend, o której tyle się słyszy różnych opowieści, historii i relacji, zwykle zmyślonych, opartych na stereotypowych wyobrażeniach ludzi, którzy tam nie byli lub po prostu znali kogoś, kto znał kogoś, kto był kiedyś tam po wódkę i papierosy.

Równie często pada inne pytanie: I co, jest tam bieda? Jakby to właśnie było najważniejsze, obawa czy aby w naszym kraju, ślepo zapatrzonym na zachód, nie jest już tak beznadziejnie, żeby znajdować się w tyle za jakimś tam naszym wschodnim sąsiadem. A przecież wschód to zawsze ta gorsza strona, ta biedniejsza, bardziej zacofana. Ludzie chcą słyszeć, że jest właśnie taka, bo nasz zakompleksiony naród potrzebuje biedniejszego i mniej rozwiniętego sąsiada. To jak trampolina dla naszej narodowej niskiej samooceny.

A zatem pytają: I co, jest tam bieda? - A gdzie jej nie ma, odpowiadam. Czym różni się bieda tam, od tej biedy tu? Ta zaniedbana i styrana pani wszędzie ma taką samą twarz. Podróż na Ukrainę jest niezwykłym przeżyciem. Wszystko tam wydaje się być znajome i bliskie, a zarazem inne i zupełnie nowe.

Ten kraj to przede wszystkim otwarci i gościnni ludzie, a także wspaniałe przestrzenie. To kraj niezwykle fotogeniczny, gdzie prawie na każdym kroku chciałoby się rozstawiać aparat.

Już sama podróż przez Lubelszczyznę w kierunku granicy i Wołynia, sposób, w jaki za szybą zmienia się krajobraz, wygląd wiejskich chat, jest fascynujący. Wołyń to miejsce, które w czasie wojny, było świadkiem okropnych scen i gdzie wsiąkło wiele krwi. Należy o tym pamiętać, jednak nie warto pozwalać, by historia przesłoniła nam jego naturalne piękno i magię, jaką roztacza swoim krajobrazem. Oczywiście, piszę te słowa z perspektywy kogoś, kto nigdy nie doświadczył okrucieństwa wojny.

Sercem Ukrainy jest wieś, a na wołyńskiej wsi czas stanął w miejscu, być może po to, by ocalić miejsce, gdzie natura jest jedynym kalendarzem.
Niskie, pobielone chaty z błękitnymi oknami, sady, ule, konie skubiące trawę na rozległych łąkach. Maleńkie cmentarze i drewniane cerkwie przy polnych dróżkach. Warto czasami pokusić się o zjazd z głównej trasy, by móc zakosztować tej sielskiej atmosfery, gdyż widoki, jakie można ujrzeć, są niepowtarzalne i raczej niespotykane w naszych rejonach.

Wydaje się niemożliwym za pomocą jednego artykułu zadowolić tych, którzy spodziewali się po nim jakichś praktycznych wskazówek. Te można znaleźć w przewodnikach turystycznych. Ale kilkoma, w moim odczuciu istotnymi, zaraz się podzielę.

Przede wszystkim, należy pamiętać, że Ukraina to nie Rosja, a niestety, takie przekonanie pokutuje, szczególnie w świadomości osób starszych. Niepodległość Ukrainy jest bardzo młoda, jednak poczucie tożsamości narodowej i przywiązania do tradycji, bardzo silna.
Stwierdzenie, że ukraiński i rosyjski to jedno i to samo, to jakby splunąć komuś w oko. Znajomość choćby kilku podstawowych zwrotów w języku ukraińskim procentuje przy każdej próbie porozumienia się, bądź znalezienia pomocy. Wielu Ukraińców zna język polski choćby w niewielkim stopniu, niestety, nie działa to w drugą stronę.

Drogi w wielu miejscach są w kiepskim stanie, więc nie warto brać przykładu z tamtejszych kierowców i rozpędzać się za bardzo. Tym bardziej, że tamtejsza milicja rzadko kiedy jest widoczna z daleka, a jeśli już zostaniemy zatrzymani, mogą zabrać nam nie tylko cenny czas.
Jest to również dobry argument za tym, by korzystać z innych środków komunikacji, a należy wiedzieć, że przejazdy pociągami i autobusami są o wiele tańsze niż u nas. Również komunikacja miejska jest bardzo sprawna, co pozwala szybko przemieszczać się po dużych miastach.

Kolejna sprawa to przejście graniczne.
O ile wjazd na Ukrainę nie stanowi większych trudności i zajmuje mniej niż godzinę, o tyle wyjazd z niej to jak rzut kostką: może wypaść godzina, mogą wypaść cztery, a może wypaść sześć lub więcej.
Granica polsko-ukraińska to państwo w państwie i tu niestety, z całą odpowiedzialnością za słowa, muszę przyznać, że ogromna część winy za bałagan i długi czas oczekiwania na odprawy leży po stronie polskich celników. To prawda, że na ukraińskim przejściu szerzy się łapówkarstwo i niekończące się kolejki samochodów. Ale to nasi celnicy pracują tak, jakby brali udział w permanentnym strajku włoskim. Opieszałość, nieuprzejmość i przedmiotowe traktowanie wszystkich kierowców to norma. Każdy przekraczający granicę traktowany jest z góry jak podejrzany typ, który przyjechał tu za fajkami i wódką, nawet, jeśli w środku siedzi kobieta w ciąży lub jedenastomiesięczne dziecko.

Przed opuszczeniem Ukrainy warto również zatankować do pełna na którejś z przygranicznych stacji, gdyż litr oleju napędowego kosztuje tam niecałe 10 hrywien, czyli około 3,5 złotego.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pleszew.naszemiasto.pl Nasze Miasto