Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polowanie na ryby-wampiry w ojczyźnie Escobara ZDJĘCIA

Bartłomiej Hypki
Bartłomiej Hypki
Maciej Garbowicz i blisko metrowa pajara
Maciej Garbowicz i blisko metrowa pajara Maciej Garbowicz
Kraj kontrastów - jednej strony piękna, dzika przyroda, ale z drugiej społeczne dysproporcje i przestępczość. Maciej Garbowicz, kaliski architekt i jednocześnie zapalony wędkarz, dzieli się z nami opowieścią o wyprawie do ojczyzny Pablo Escobara, gdzie łowił payary, czyli ryby-wampiry.

Gdzie dokładnie udałeś się tym razem na połów?

Byliśmy tydzień nad dopływem rzeki Orinoko - Guayabero. Jest pięknie położona i ciepła - w dzień woda ma 26-27 stopni Celsjusza. Ma szerokość Odry, ale zwęża się w górę biegu do rzeki o szerokości Prosny koło kaliskiego teatru. Rzeka jest uznana za najlepszą jeśli chodzi o populację ryb-wampirów w całej Ameryce Południowej. Payara to bardzo ciekawa ryba z ogromnymi zębami, poluje na każde wodne stworzenie, które jest mniejsze niż jego rozmiar. Na koniec pory suchej wędkarze z całego świata przyjeżdżają, by je łowić.

Jakie największe sztuki udało Ci się złowić?

Dwie moje największe sztuki miały po 97 centymetrów. Wiem, że potrafią dochodzić nawet do 120 cm i ważyć do 20 kg. Łowienie tych ryb ma sportowy charakter, bo ciężko je skutecznie zaciąć i holować. Payara jest mocna i dzika. Oczywiście ryba rzeczna nigdy nie dorówna sile rybom morskim. To zupełnie inna kategoria. Ponadto złowiliśmy dużo innych gatunków ryb. Występuje tam wiele gatunków sumów, glonojadów. Poza tym widzieliśmy też ryby, z którymi już spotkaliśmy się 4 lata temu w dorzecu Amazonki w Boliwii - silver dorado, sabalo oraz wiele innych ryb. Największa ryba wyprawy - sum - ważył około 50 kg.

A oprócz ryb, jakie zwierzęta można było tam zobaczyć?

Widzieliśmy kajmany, które zajmowały miejsca w rozległych płyciznach. Są dosyć czujne, bo wiedzą, że jak tubylcy je złapią, to z chęcią przerobią na torebki. Były też tam tapiry i duża ilość żółwi wodnych. I wiele ptaków - tukany, ary, ibisy, czaple, koromorany.

Kto był waszym przewodnikiem?

Osobą, która zorganizowała wyjazd był nasz kolega Marek Lechowski, który wraz z żoną Kolumbijką Kateriną prowadzą firmę Pesca Arenas, dzięki której można poznawać tak wspaniałe wędkarskie destynacje. Dzięki Katerinie mogliśmy za stosunkowo niewielką kwotę spędzić tam czas w dobrych warunkach.

Jak duża była wasza grupa?

Było nas około 12, ale byliśmy podzieleni na mniejsze ekipy. Ja w trzyosobowym składzie plus dwóch przewodników - Armando i Ernesto. Tubylcy na co dzień najczęściej prowadzą gospodarstwa, a przede wszystkich hodują bydło. To ludzie od wieków związani z przyrodą i z rzeką.

Ile dni spędziliście w Kolumbii?

Spędziliśmy tydzień w dżungli, a łowiliśmy 6 dni. Nocowaliśmy w hostelu w miejscowości La Macarena. Dopływaliśmy tam już wieczorem. Drugi tydzień poświęcony był na zwiedzanie.

Wyprawa okupiona cierpieniem (spoglądam na rękę na temblaku).

Kontuzja zdarzyła się już kilka godzin po przylocie. Zerwałem wiązadła barku prawej ręki. Myślałem, że jestem wyeliminowany z wyprawy. Przezbroiłem sobie jednak wędkę na lewą rękę i jakoś dałem radę.

A co robiliście w czasie, kiedy już nie łowiliście?

Szybko chodziliśmy spać, żeby się zregenerować. Kilkanaście godzin na rzece w 30-stopniowym upale dawało się we znaki. Na wypoczynek został wyznaczony drugi tydzień wyprawy. Zwiedziliśmy portową Kartagenę. Stąd Hiszpanie w okresie kolonialnym wywozili złoto. Tam się czuje to 500 lat dominacji hiszpańskiej. Zachowały się z tego okresu mury obronne. Miasto barwne, zabytkowe. Widać duże rozwarstwienie społeczne - bardzo bogaci i bardzo biedni. Ulice zapełnione w nocy naciągaczami, kieszonkowcami, prostytutkami. Nie czułem się tam bezpiecznie.

Właśnie, bo Kolumbia to imperium kokainy. Rozumiem, że czuło się, że to niebezpieczny kraj?

Lecąc z Polski wylądowaliśmy w Bogocie. Jadąc w nocy do hotelu mijaliśmy przedmieścia. Na pewno nie było tam bezpiecznie. Na ulicach widać wielu policjantów, wojsko. Wszyscy z długą bronią. Byliśmy często kontrolowani. Policja w nocy potrafi wyprowadzić kogoś z taksówki i zrobić rewizję osobistą. To nie jest miejsca dla każdego turysty. Ja byłem kontrolowany dwa razy. Mit Esobara jest tam wiecznie żywy. Kolumbijczycy chcieliby już o nim zapomnieć, ale to też magnes na turystów. Zdjęcie z Escobarem jest towarem eksportowym, choćby jako magnes na lodówkę.

Rozmawiał Bartłomiej Hypki

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na kalisz.naszemiasto.pl Nasze Miasto