Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pozytywni, odważni, jedyni w swoim rodzaju. Lisy w Edenie od lat żyją w domu na kółkach. "Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku"

Michał Mieszko Skorupka
Michał Mieszko Skorupka
Żyją w domu na kółkach. Lisy w Edenie: każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku
Żyją w domu na kółkach. Lisy w Edenie: każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku Foxes in Eden / Facebook
Foxes in Eden to jeden z tych kanałów w mediach społecznościowych, który z każdym dniem cieszy się coraz większą popularnością. Wszystko za sprawą oryginalnej tematyki, dużej dawki pozytywnej energii i poczucia humoru, a także sporej ilości słońca przekazywanej naszym rodakom w najbardziej pochmurne dni. Lisy w Edenie - bo o nich mowa, czyli Jakub Tolak i Zofia Samsel, kilka lat temu porzucili dotychczasowe prace i postanowili rozpocząć najpiękniejszą, a zarazem najbardziej tajemniczą przygodę swojego życia. Własnoręcznie skonstruowali kampera, którym wyruszyli w świat. W podróży towarzyszy im piesek o imieniu Hipi, a od niedawna - córeczka Tosia. Jak to jest żyć w domu na kółkach, którego powierzchnia to zaledwie siedem metrów kwadratowych? W którym z europejskich krajów żyło im się najlepiej? Czy planują wyjechać poza Europę? No i wreszcie, czy myślą już o znalezieniu "swojego miejsca" na Ziemi. W rozmowie z naszym portalem odpowiedzieli na te i wiele innych pytań. Kilka z nich dotyczyło także Warszawy, czyli miasta, które wciąż zaskakuje bohaterów naszej rozmowy.

A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? W Polsce wciąż nie brakuje osób, które zadają sobie to słynne pytanie. Oni już na nie odpowiedzieli - chociaż nie wybrali rodzimych gór, tylko zdecydowanie dalszy kierunek, a właściwie kierunki.

Jakub Tolak, szerszej publiczności znany z roli Daniela w popularnym serialu "Klan", wspólnie ze swoją małżonką Zofią Samsel, córeczką Tosią oraz pieskiem Hipi, przemierzają Europę własnoręcznie stworzonym kamperem. Tę niesamowitą przygodę rozpoczęli w październiku 2019 roku, gdy na świecie nie było jeszcze najmłodszej pasażerki. Od tamtego czasu mieszkali już w wielu krajach, poznając tamtejsze zwyczaje, smaki, a także pozytywne i mniej barwne strony. W rozmowie z naszym portalem zgodzili się opowiedzieć o swoich doświadczeniach, spostrzeżeniach, a także planach na najbliższą przyszłość.

Żyją w domu na kółkach. Lisy w Edenie: każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku

Pozytywni, odważni, jedyni w swoim rodzaju. Lisy w Edenie od...

Michał Mieszko Skorupka: Podróżujecie w mieszkaniu na kółkach od czterech lat. Czy podczas tego całego okresu, myśleliście już o tym, że kiedyś zakończycie tę niezwykle interesującą przygodę?

Zosia: Czujemy, że życie w drodze to... nasza droga. Ale co jakiś czas snujemy plany na przyszłość i zastanawiamy się jak pokierować naszym życiem, by dzielić je na to w podróży i na to stacjonarne. Nie chcemy wracać do tego, co było przed vanlifem. Kilka lat temu dokonaliśmy dobrego wyboru, teraz czas na ewolucję. Obecnie żyjemy na zasadzie „tu i teraz”. Nie gromadzimy niesamowitych środków, żeby kupić sobie działkę na wyspie i na tej wyspie się osiedlić. Ale już dawno poczuliśmy, że w podróży tęsknimy za "naszymi ludźmi”. W drodze można nawiązać wspaniałe znajomości, ale będąc ciągle w ruchu nie ma szansy na ich rozwinięcie. Narodziny córki utwierdziły nas w przekonaniu, że raz na jakiś czas chcemy do siebie wracać. Budowanie jej więzi rodzinnych jest dla nas istotne.

Kuba: Myślimy o tym, aby mieć "swoje miejsce” na Ziemi, ale czy to będzie Polska czy inny kraj, tego na razie nie wiemy. Prócz potrzeby bycia w ruchu, mamy w sobie także chęć zapuszczenia choć płytkich korzeni, aby mieć jakąś bazę. Tak jak powiedziała Zosia - na pewno będziemy jednak chcieli łączyć życie stacjonarne z podróżami.

Słońce, plaże, morza, spokój. Część podziwiających Wasze poczynania widzów może odnieść wrażenie, że jesteście na wiecznych wakacjach. Ile jest w tym prawdy?

Kuba: Być może nie wszyscy to wyczuwają, ale kiedy jest się tyle w drodze, staje się ona życiem, ze wszystkimi jego cieniami i blaskami. Dlatego jest i szara codzienność - szara jak woda, którą musimy czasami wylewać. Oczywiście, amplituda doznań jest większa, niż w życiu jakie mieliśmy wcześniej. To był niekiedy dzień świstaka. Ale teraz też się wkrada rutyna, możemy też się nudzić, może nam być niewygodnie, możemy się źle czuć, a w głuszy nie zawsze łatwo o lekarza. Dodatkowo, w drodze pojawiają się nowe problemy. Pogoda staje się o wiele bardziej istotnym tematem, ponieważ momentami "więzi nas” w kamperze. Musimy regularnie wylewać nieczystości i tankować wodę czystą – coś, co w mieście dzieje się zupełnie poza nami. I choć rozumiem skąd może brać się wrażenie, że jesteśmy na "wiecznych wakacjach”, to przecież ciągle pracujemy w drodze! Pracujemy żeby móc w niej dalej być. Jako Foxes in Eden, czyli "Lisy w Edenie” (zapraszamy do obserwowania i subskrybowania!), opowiadamy o tym stylu życia na Instagramie i YouTube. Praktycznie co tydzień emitujemy film. Musimy wymyślić i nagrać ciekawy materiał, zmontować go, obrobić obraz i dźwięk, podłożyć fajną muzykę. Musimy przy tym jakoś "zabawić” ludzi, żeby dalej chcieli nas oglądać, a to wcale nie jest takie proste.

Zosia: Chciałabym podkreślić, że w naszych social mediach nie pokazujemy wyidealizowanego życia. Duża część osób przedstawia w sieci siebie/swój styl życia wyłącznie w sposób laurkowy. Zależy nam na nie zakłamywaniu rzeczywistości.

Kuba: Nie chcemy też pokazywać momentów, w których dochodzi do spięć, ponieważ to nie jest reality show i nie chcemy bazować na niskich instynktach i tanich chwytach. Trzeba jednak pamiętać, że jest to związek na 7m2, plus dziecko, plus pies. Każdy ma swoje potrzeby i pogodzenie ich bywa po prostu trudne. Tym bardziej, że jesteśmy ze sobą 24 h/dobę. W czasie lockdownu wiele osób poczuło co to znaczy.

Zosia: Vanlife jest cały czas naszym świadomym wyborem. To nie jest tak, że sytuacja życiowa zmusiła nas do tułaczki po świecie i tkwienia w samochodzie. (Tak niektórzy widzą życie w vanie na pełen etat.) Jeśli będziemy chcieli ponownie zmienić styl życia, to go zmienimy. Może nie od razu będzie łatwo, ale staramy się kierować życiem, a nie dać mu się ponieść. W życiu nie podejmujemy tylko jednej decyzji, której musimy się trzymać do końca.

Chciałbym zapytać o sposób wybierania kolejnych kierunków Waszych podróży. Czy każda nowa przygoda jest ściśle planowana, czy jesteście pod tym względem raczej spontaniczni?

Kuba: Zosia wynajduje w Internecie różne rzeczy, które mogłyby nas zainteresować. Potem robi mapkę miejsc, które znajdują się w kręgu naszych potencjalnych kierunków, ale w międzyczasie dużo się dzieje. Czasem jedziemy za pogodą, bywa tak, że w jednym rejonie leje, a w drugim jest ok i zmieniamy wtedy kolejność zwiedzania.

Zosia: Sprawdzamy czy nie ma zakazu parkowania kampera, czy teren nie jest prywatny, czy nikt nas nie wyrzuci w środku nocy (na przykład mieszkańcy bądź policja). Tutaj, gdzie aktualnie jesteśmy (na Sardynii), jest naprawdę fantastycznie. Mieszkanie w kamperze, poza sezonem, na włoskiej wyspie jest strzałem w dziesiątkę. Raz po raz mamy swoją zieloną przestrzeń, zdarza się że niebieski blaszak, w którym żyjemy zamienia się w luksusową chatkę na plaży (marzenie za dzieciaka!). Dzierżawimy działkę nad morzem za zero złotych. Zatrzymujemy się w miejscach tak zwanych „na dziko”, nie korzystamy z campingów, dzięki czemu możemy być bliżej natury. Z poszanowaniem tej natury, oczywiście. Czasem co noc zmieniamy miejsce, ale bywa i tak, że zatrzymujemy się gdzieś na dłużej. Przerwa w podróży też jest bardzo ważna, zwłaszcza teraz, kiedy Tosia zaczęła chodzić. Nie chcemy jej skazywać na ciągłą jazdę samochodem, spacery w wózku czy w chuście. Dajemy jej przestrzeń na rozwój i zabawę.

Kuba: Obecnie w dużej mierze sami dysponujemy swoim czasem (co wbrew pozorom jest trudniejsze, niż życie według czasówki ustalonej odgórnie przez pracodawcę i rozkład jazdy komunikacji miejskiej). Przed etapem valife trzy razy byliśmy w Stanach na road tripach. Wtedy jeszcze mieszkaliśmy stacjonarnie i pracowaliśmy na etat. Mieliśmy maksimum trzy tygodnie urlopu i czas był mocno ograniczony, a wyjazdy były bardziej napięte. Każdy dzień był zaplanowany i wiedzieliśmy, że danego dnia musimy na przykład przejechać 400 km, bo inaczej się nie wyrobimy. Teraz, z racji tego, że podróże to nasze normalne życie, wszystko odbywa się swobodniej, w naszym tempie.

Zosia: Niedawno, w Hiszpanii, przydarzył nam się najgorszy sen vanlifersa – zepsuł nam się samochód. Usterka była na tyle poważna, że musieliśmy zostawić auto u mechanika. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, jednak poza brakiem środku transportu nagle nie mieliśmy domu. Scenariusz przyszłych dni musieliśmy pisać na nowo. Zdecydowanie wygrywa spontaniczność, tudzież elastyczność.

Jesteście osobami o bardzo wyrazistych charakterach. Czy przekłada się na to podobne temperamenty?

Kuba: Nie mamy podobnych temperamentów. No dobrze, oboje jesteśmy emocjonalni, ale ja jestem o wiele bardziej nerwowy i spięty. Niestety, bywam też pesymistycznie nastawiony do rzeczywistości.

Zosia: Dogadujemy się dobrze, ponieważ dużo ze sobą rozmawiamy. Ja jestem niepoprawną optymistką i staram się przeciągnąć Kubę na swoją stronę, bo bardziej niż on uważam, że trzeba żyć chwilą. I warto doceniać „tu i teraz”. Kuba natomiast uczy mnie racjonalnego myślenia i działania.

Wracając do planowania podróży, czy macie w tym temacie jakiś mały podział ról?

Zosia: W podróży najczęściej jestem pilotem, a Kuba jest realizatorem. Uzupełniamy się.

Czy podczas jakiejś podróży, pobytu w danym miejscu, zdarzyła się sytuacja, gdzie czuliście strach? Na przykład, czy baliście się noclegu na jakimś terenie?

Kuba: Bywały miejsca, gdzie nie było świateł, morze było czarną otchłanią, a my staliśmy kamperem na skarpie. Rodziło się niepokojące wrażenie, że – parafrazując Nietschego – „ta otchłań wpatruje się w nas”, czyli po prostu zaraz obsuniemy się do wody. Mimo to zostawaliśmy. Z doświadczenia wiemy, że natura jest generalnie obojętna, bezstronna, to człowiek jest bardziej niebezpieczny (dlatego większe zagrożenia tworzy tak naprawdę parkowanie w mieście). Teraz te lęki się zmniejszyły, po prostu umiemy je sobie logicznie wytłumaczyć.

Zosia: Poza tym, mamy zabezpieczenia kampera - dodatkowe zamki, czujniki gazu, alarm i... psa, który reaguje na najmniejszy szmer.

Widzieliście na żywo mnóstwo miejsc, zwiedziliście potężną ilość krajów. Czy któryś z nich skradł Wasze serca do tego stopnia, że moglibyście zamieszkać w nim na stałe?

Kuba: Rozmawialiśmy o tym parę razy i nie mamy jednoznacznej odpowiedzi. Zabrzmi to jak komunał, ale każdy kraj ma piękne i brzydkie oblicza, ludzi wspaniałych i tych nieco mniej, choć my spotykamy się raczej z sympatią. Generalnie, jeśli chodzi o klimat (pogodę i społeczeństwo), podoba nam się Hiszpania, ale ostatnio myśleliśmy w tym kontekście o Portugalii, bo ten kraj jest bardziej dziki, nieodkryty i na uboczu. Dalej jest już ocean.

Zosia: Byliśmy w Szwecji, Norwegii i wiemy już, że ten północny klimat nie jest dla nas. Mimo, że natura nas w sobie rozkochała. Bardziej interesowałoby nas południe, aczkolwiek nie mamy swojego idealnego miejsca na ziemi, na razie cały czas szukamy.

Co z innymi kontynentami? Czy takie podróże też wchodzą w grę?

Kuba: Chcielibyśmy pojechać na inny kontynent – do Azji można dojechać nawet lądem. Teraz, ze względu na dziecko, zostaliśmy w Europie. Chcieliśmy zobaczyć, jak radzimy sobie w tej nowej sytuacji. Marzymy też o kolejnej podróży do Stanów, ponieważ są one kolebką vanlife i tam narodziła się nasza pasja. Byliśmy przez dobę (przesiadka lotnicza) na Islandii, jest to przepiękne, dzikie miejsce i chcielibyśmy tam wrócić na dłużej. Z chęcią pojeździłbym też po Finlandii.

Kiedy można Was spotkać w Polsce?

Kuba: Do Polski zazwyczaj wracamy na wiosnę i lato. W podróży wolimy być poza sezonem, bo nawet mocno turystyczne miejsca są wtedy prawie puste.

Obserwując Wasze relacje na Instagramie, mogę stwierdzić, że uwielbiacie gotować. Czy to jeszcze hobby, czy już pasja?

Zosia: Miłość do gotowania narodziła się wraz z naszym związkiem. Jak jest z kim i dla kogo gotować, pojawia się inny wymiar "kucharzenia”. W kamperze dochodzi do tego piękny widok z kuchni. Zaczęliśmy się wzajemnie inspirować i szukać swoich smaków. Staramy się robić proste, szybkie i smaczne potrawy. Planujemy wydać kulinarny e-book z przepisami sprawdzającymi się w podróży.

Kuba: Będąc w różnych miejscach możemy korzystać z lokalnych, oryginalnych produktów, co podsyca naszą zajawkę. Zawsze staramy się skosztować kuchni charakterystycznej dla danego regionu. Odwiedzamy lokale, które nie są wypełnione turystami, a mieszkańcami. Jesteśmy nastawieni na nowe, unikatowe doznania, choć nie za każdym razem pasują one naszym kubkom smakowym. Zdarzają się niewypały.

Jesteśmy warszawskim portalem, nie może więc zabraknąć pytania o stolicy. Kieruję je do Kuby, ponieważ urodził się w mieście nad Wisłą. Czy masz jakieś swoje ulubione miejsca związane z Warszawą? Jak ją dziś oceniasz?

Kuba: Nie jestem warszawskim ultrasem, cenię wiele innych, polskich miast, ale z racji tego, że urodziłem się i wychowałem w stolicy, to mam do niej sentyment. Czuję się w Warszawie "u siebie” i mam trochę ulubionych zakątków. Z drugiej strony, za każdym razem, kiedy wracamy, przeżywam jakieś zaskoczenie – „Co to za plac? Kiedy te budynki tu wyrosły? Tej drogi nie było!” Widać wtedy, że miasto mocno się rozwija. Mam sentyment do śródmieścia, bo mieszkałem tam od 6. roku życia do studiów. Okolice ronda ONZ, ulice klubowe, schodki nad Wisłą – tam bywały najlepsze imprezy. Lubię Żoliborz oraz Bielany, ponieważ tam chodziłem do drugiej podstawówki. Urodziłem się na Bródnie i właśnie ta dzielnica przypomina mi dziecięce lata. Wbrew krytykom, lubię Pałac Kultury, dobrze kojarzy mi się także most Poniatowskiego, bo z niego o krok na Powiśle – to rejon wielu nocnych eskapad. Z zamierzchłych czasów, z lat 90', gdy w Polsce rodziła się subkultura hip-hopowa, a ja uczyłem się pierwszych tricków na deskorolce, z sentymentem wspominam kultowe miejscówki: plac przed (wtedy kinem) Capitol, pomnik Witosa, czy „Grób” (Nieznanego Żołnierza – współczułem wartownikom całodniowego hałasu naszych trucków...). Ech, tak, na starość robię się sentymentalny.

Jeszcze na chwilę zostaniemy przy Kubie. Chciałem zapytać o aktorstwo. Czy zobaczymy Cię jeszcze kiedyś w filmie lub serialu?

Kuba: "Klan” i w ogóle zawód aktora, były dla mnie mega przygodą. Bardzo się cieszę, że taki etap w moim życiu miał miejsce. To miłe, że ludzie o nim pamiętają i wciąż nazywają mnie „aktorem”, aczkolwiek ja już raczej nie wykonuję tego zawodu i nie rozwijam się w nim na co dzień. Z drugiej strony, bardzo lubię to zajęcie i jeśli pojawiła by się taka możliwość, to przyjąłbym jakąś ciekawą propozycję zagrania w produkcji filmowej lub w serialu.

Dwa ostatnie pytania, w których powracamy do podróży. Czy dzięki wyjazdom do innych krajów, przebywaniu w nich dłużej, niż podczas statystycznego urlopu, mogliście na nowo odkryć Polskę?

Kuba: Zdecydowanie tak. Przyznam szczerze, że im częściej przebywamy za granicą, tym bardziej doceniamy Polskę. Mimo, że politycy robią co mogą, żeby skłócić ze sobą Polaków, bo wiadomo, że na konflikcie najlepiej buduje się kapitał polityczny i zarabia, to jest to kraj pełen zdolnych, kreatywnych, pracowitych i dobrych ludzi. Wbrew temu, co o sobie czasem sądzimy, jesteśmy też naprawdę czystym narodem. I co najciekawsze – niezwykle rozwiniętym pod względem technologicznym. Kwestie takie jak płatności mobilne, bankowość internetowa, zakupy on-line, stoją u nas na wysokim poziomie. Wielu ludzi zarzuca Polsce wybujałą biurokrację. Jasne, im prościej tym lepiej i mamy w tym zakresie wiele do poprawienia, ale uwierzcie, że istnieją kraje, jak przykładowo Hiszpania, nie wspominając o Albanii, gdzie tego typu sprawy są o wiele bardziej irytujące, a procesy trwają miesiącami. Chciałbym jednak podkreślić, że moim zdaniem większość pozytywnych oblicz Polski to zasługa ciężkiej pracy Obywateli, którzy często muszą iść pod prąd beznadziejnych postaw polityków.

Na koniec chciałbym dowiedzieć się, jakie dalibyście rady osobom, które podobnie jak Wy, chciałyby zmienić swoje życie i rozpocząć podróżowanie po Europie i świecie w domu na kółkach?

Kuba: Jeśli coś nam w duszy gra, jeśli czujemy, że chcielibyśmy coś zmienić, to spróbujmy. Może to będzie banalne co powiem, ale każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Jeśli go nie wykonamy, nie przekonamy się, czy faktycznie pragnęliśmy zmiany. Warto słuchać przede wszystkim głosu serca, jednak nie można przy tym całkowicie zapomnieć o rozumie. Balans to podstawa, choć utrzymanie go bywa trudne.

Zosia: Chcemy jednak podkreślić, że nie namawiamy ludzi, aby rzucili wszystko, zostawili swoje aktualne życie i wyjechali w nieznane. Jeśli ktoś ma potrzebę zmian, niech przeanalizuje swoje możliwości. Żeby poprawić swoje życie nie trzeba przecież od razu go zmieniać o 180 stopni. Często nawet jak wyprowadzimy się gdzieś na drugi koniec świata i zaczniemy życie „na nowo”, nie zmieni się nic. Parafrazując Hemingway'a „Jadąc nawet na koniec świata i tak zabierasz siebie”, swoje problemy, lęki, bolączki.

Lisy w Edenie w mediach społecznościowych:

Facebook
Instagram
YouTube

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto