Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ultrakolarz Remek Siudziński w wyścigu trudniejszym niż wejście na Mount Everest [WYWIAD]

Jakub Baliński
Ultrakolarz Remek Siudziński w wyścigu trudniejszym niż wejście na Mount Everest [WYWIAD]
Ultrakolarz Remek Siudziński w wyścigu trudniejszym niż wejście na Mount Everest [WYWIAD] fot. Szymon Starnawski
Ultrakolarz Remek Siudziński weźmie udział w wyścigu trudniejszym niż wejście na Mount Everest. 10 czerwca mieszkaniec Ursynowa wystartuje w najtrudniejszym wyścigu kolarskim na świecie – Race Across America. Siudziński w 12 dni musi przejechać 4800 km.

Ultrakolarz Remek Siudziński w wyścigu trudniejszym niż wejście na Mount Everest [WYWIAD]

Pana pierwszy ultramaraton rowerowy?
Pierwszy wyścig o jakim marzyłem to najdłuższa tego typu impreza w Polsce - Bałtyk-Bieszczady Tour, czyli 1008 km ze Świnoujścia do Ustrzyków Górnych. Kolejnym wielkim marzeniem jest właśnie, największa taka impreza na świecie, czyli Race Across America.

Jednak „po drodze” był jeszcze wyścig Race Around Austria. Do którego podchodził Pan dwukrotnie.
Tak, moja pierwsza przygoda z tym wyścigiem nie skończyła się dobrze. W 2012 roku na 1600 km trasy musiałem się wycofać z powodu zapalenia oskrzeli.

Niepowodzenia jednak Pana nie złamało?
Rok później ponownie zmierzyłem się z tą trasą. Udało mi się przejechać Austrię, ale zabrakło mi 51 minut do osiągnięcia limitu czasu wyznaczonego przez organizatorów.

Czytaj także: Ultrakolarz Remek Siudziński chce przejechać prawie 5000 km w 12 dni!

Skąd wzięła się u Pana pasja właśnie do tej odmiany kolarstwa, ulatramaratonów?
Zaczynałem tak jak wszyscy moi rówieśnicy, od jazdy rowerem pod blokiem. Potem uległem urokowi wyścigów MTB. Moja pierwsza duża wyprawa to podróż na dwóch kółkach do Wenecji, czyli prawie 3000 km w 30 dni. Do tej pory bardzo miło ją wspominam. Następnie związałem się z wyścigami MTB dla amatorów. Lubiłem rywalizację w ekstremalnych, górskich warunkach. Stosunkowo niedawno odkryłem, że najbardziej pociągają mnie ultramaratony. Mówiąc kolokwialnie „im wyścig dłuższy, tym lepszy”.

Teraz przyszedł czas na Race Across America. Na czym polega ten wyścig?
RAAM zaczyna się na południowo-zachodnim wybrzeżu USA w Kalifornii a kończy się w okolicach Waszyngtonu. Będę jechał przez 12 stanów, przez pustynię oraz góry. Trasa liczy sobie 4800 km i muszę ją przejechać w 12 dni.

Wyścig podzielony jest na etapy?
Nie, impreza startuje i jest to jeden, dwunastodniowy etap. Sam decyduję, jak rozłożyć siły by szczęśliwie dojechać do końca.

Organizator zapewnia zawodnikom jakieś wsparcie?
To zawodnicy dbają sami o siebie. Dlatego do Stanów leci ze mnę siedmioosobowa ekipa, której zadaniem jest zapewnić mi posiłki, odpoczynek czy serwis rowerów. Moja drużyna jedzie dwoma samochodami, jeden z nich będzie się poruszał tuż za mną, by zapewnić mi podstawowe wsparcie, np.: jedzenie na trasie czy napoje. Natomiast drugie auto, camper, jedzie przede mną i zajmuje się poważniejszą logistyką dla całej ekipy, jak pranie czy organizacja miejsc do spania.

Ile śpi się podczas takiego wyścigu?
W pierwszej fazie wyścigu śpi się 1,5 godziny na dobę. Później, gdy organizm jest już bardziej zmęczony będę spał około 3 godzin dziennie.

Tak długi dystans, z tak niewielkim czasem na regenerację, wymaga od Pana pewnej taktyki. Jaki ma Pan pomysł na dojechanie do mety?
Na pewno nie będę szarżował. Kluczem do sukcesu jest dieta. Od roku jestem pod opieką Justyny Mizery - profesjonalnego dietetyka, który przygotowuje mi jadłospis zarówno na czas przygotowań, jak i podczas wyścigu. Dziennie planuje jechać około 400 km, choć pierwszego dnia, gdy organizm jest najbardziej wypoczęty da się przejechać nawet do 200 km więcej. Taktyka jest także dostosowana do trasy. Na początku muszę przejechać więcej kilometrów, żeby jak najszybciej wydostać się pustyni, gdzie o tej porze roku panują straszne upały, nawet do 55 stopni Celsjusza. Oczywiście, nie można mówić też o pełnej regeneracji podczas wyścigu, odpoczywa się głównie tyle, żeby nie usnąć na rowerze.

Jak trenuje się do kolarskich ultramaratonów?
Do RAAM przygotowuje się od sierpnia zeszłego roku. W pierwszej fazie przygotowań trenowałem codziennie, raz na siłowni a sześć razy na rowerze. Teraz gdy jestem już w bezpośrednim przygotowaniu startowym, treningów jest mniej, 2-3 razy w tygodniu, ale są zdecydowanie ostrzejsze. Przez ostatni rok przejechałem około 15 tysięcy kilometrów. Pewnie gdybym był zawodowcem, tego dystansu byłoby jeszcze więcej, jednak treningi muszę godzić z codziennością. Pracuję zawodowo osiem godzin dziennie, jestem mężem, ojcem dwójki dzieci i im też muszę poświęcić swój czas.

Nie ma Pan czasem ochoty rzucić roweru w kąt?
Oczywiście przy codziennym treningu pojawia się pewna rutyna. Jednak ważne jest by ciągle mieć przed oczami swój cel. Potrzebna jest spójna wizja tego co chce się osiągnąć. Gdy trenuje staram cały czas myśleć o swojej nagrodzie, czyli starcie w wyścigu.

A co ze sprzętem. Na jakim rowerze Pan startuje, czy to zwykła szosówka?
Zabieram ze sobą dwa niemal identyczne rowery, różnią się tylko siodełkiem. W samej konstrukcji roweru wprowadzone są pewne usprawnienia, np.: delikatnie amortyzowana rama i sztyca siodełka. Taki rower kosztuje 16 tysięcy złotych.

Ile kosztuje Pana wyprawa na Race Across America?
Koszt samego wyjazdu to około 100 tysięcy złotych. A żeby wliczając to jeszcze koszty przygotowań to tę sumę trzeba zwiększyć o dodatkowe 50 tysięcy zł.

Ilu ultrakolarzy ukończyło RAAM?
Nie da się ukryć, że jest to elitarna grupa. Na przestrzeni 30 lat, odkąd wyścig jest organizowany, w kategorii solo – w której ja startuje – ukończyło go tylko 200 osób. To kilka razy mniej, niż zdobywców Mount Everestu. Choć jest jedna osoba, której udały się obie te sztuki. To Wolfgang Fasching, który zwykł mawiać, że choć wejście na „Dach świata” jest bardziej niebezpieczne, to jednak Race Across America wymaga więcej wysiłki i silnej woli. Jeśli uda mi się dojechać do mety, to będę pierwszym Polakiem, który ukończy Race Across America w kategorii solo.

I jest to Pana główny cel na RAAM?
Jako, że jest to mój pierwszy start w tej imprezie, to planuje po prostu dojechać od mety. Debiutuje w takim długim wyścigu, dlatego też nie chce sobie narzucać zbyt wygórowanych, nieosiągalnych wyzwań.

Także, życzę powodzenia!
Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto