Kaliskie zegary: Co stało się z zegarem, który wisiał przy Głównym Rynku 13?
Przed wojną charakterystyczna tarcza zegara znaczyła wejście do zakładu
Jeszcze tego samego dnia pan Janusz przyjechał na Główny Rynek i wezwał nawet policję. - Przeszkodziłem w załadowaniu zegara do stojącego przy zakładzie busa, więc robotnicy wnieśli go do piwnicy i rzucili na stertę węgla - opowiada Janusz Stilter. - Przyjechał prokurator i zamiast zabezpieczyć mechanizm nakazał jedynie pani Lucynie Prylińskiej, wdowie po ostatnim gospodarzu zakładu, aby zegara nie ruszać do czasu wyjaśnienia sprawy. Wkrótce po tym zdarzeniu Stilterowie założyli sprawę w sądzie, aby odzyskać zegar, cenną pamiątkę rodzinną, dzieło pradziadka. Pan Janusz pisał w tej sprawie do MZBM , prezydenta miasta, konserwatora zabytków, ale -jak twierdzi -nie dostał na swe pisma odpowiedzi. Sąd poprosił natomiast obie strony o przedstawienie dowodów własności zegara. Pani Lucyna Prylińska (Prylińscy przejęli zakład po 1945 roku) przedstawiła dwie wersje wypadków. Twierdziła, że zegar albo w 1945 r. został kupiony przez jej teścia Zygmunta Prylińskiego od urzędu skarbowego w Poznaniu, albo że w czasie okupacji został ukradziony jej teściom. Stilterowie z kolei przytaczali historię rodziny i fotografie z lat 1914 - 1948, na których widać zegar wiszący przy zakładzie wówczas jeszcze Stilterów. Po paru miesiącach przyszła pocztą sentencja wyroku - jak twierdzi pan Janusz po terminie zgłoszenia apelacji. Informowano, iż sprawę umorzono, ze względu na to, że nie można dojść do praw własności, a zegar nie jest wpisany w rejestr zabytków.