Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Słowa jak maczuga - wywiad z Piotrem Łuszczykiewiczem o języku nienawiści

Mariusz Kurzajczyk
Piotr Łuszczykiewicz
Piotr Łuszczykiewicz Iwona Cieślak, UM Kalisz
Z filologiem, eseistą, prof. dr. hab. Piotrem Łuszczykiewiczem o języku nienawiści rozmawia Mariusz Kurzajczyk

Ostatnio karierę robią określenia "język nienawiści", "mowa nienawiści". Rząd powołuje specjalną radę w tej sprawie. Co o tym sądzisz?

Termin "mowa nienawiści" nie został wymyślony na potrzeby opisania bieżącej sytuacji politycznej czy społecznej, lecz funkcjonuje od dawna w socjologii i psychologii. Ma swoją historię a najsilniejsze konotacje oczywiście z okresem III Rzeszy. Victor Klemperer w swojej pracy "LTI". (Język Trzeciej Rzeszy przyp. MK) zwracał uwagę na to, jak język staje się narzędziem przemocy, można nim postponować, zniewalać, niszczyć przeciwnika tak samo, jak narzędziem fizycznym.
Wtedy język nienawiści służył władzy. Dziś o jego stosowanie oskarża się opozycję, publicystów, artystów.
Wtedy był językiem opresji, stosowanym przez rządzących. To się zmieniło, jak cały świat. Ten język stał się "dobrem publicznym", czy raczej "złem publicznym". Sposoby stosowania przemocy językowej przez oprawców dziś zostały urynkowione.

To znaczy?

Służą instytucjom rynkowym. Podnoszą sprzedaż gazet, zwiększają oglądalność mediów, przyciągają wyborców. To jest paradoks, ale pełnią rolę ekonomiczną, nakręcają rynek, dostarczają profitów rozmaitym grupom społecznym i zawodowym. Czy media, szczególnie elektroniczne, robią cokolwiek, żeby moderować ten język? Nie. Zapraszają polityków, o których wiadomo, że posłużą się mową nienawiści, nagłaśniają sytuacje, w których do zastosowania języka przemocy doszło. Wylewamy nieszczere, krokodyle łzy, narzekamy, "jak ci ludzie do siebie mówią". Tymczasem to wszystko służy rozmaitym interesom.

Czy działania państwa nie są usprawiedliwieniem wcześniejszej bezczynności. Poseł Niesiołowski bezkarnie lżył przeciwników politycznych, a poseł Palikot nawoływał do polowania i wypatroszenia Kaczyńskiego?

Socjolodzy, politolodzy, językoznawcy, humaniści uważają, że z tym zjawiskiem trzeba walczyć, trzeba je ograniczać. Kiedy działania instytucjonalnie zapowiada władza, to jestem wobec tego nieufny, traktuję to jako element strategii politycznej. Jesteśmy w teatrze pozorów, w kręgu udawania, a nie rzeczywistego działania. Obym się mylił.

Czy nie jest tak, że w ogóle zmienia się nasz język? Słowa, które kiedyś mogły paść w rynsztoku, dziś słyszymy w programach publicystycznych.

Po pierwsze - myśmy się trochę do tego przyzwyczaili. Tak, jak się można przyzwyczaić do trucizny, stosując ją w małych dawkach. Z czasem niektóre słowa przestają razić. Po drugie - wydaje mi się, że wynika to z autoramentu osób używających tego języka. Mam nadzieję, że ludzie z dobrych domów, którzy odebrali przyzwoite wychowanie, minimum kindersztuby, wahają się przed nierozważnym słowem. Nie wiem czy u tych, którzy nie mają hamulców, w pewnym momencie życia nie zabrakło elementów dobrego wychowania.

Czy można odróżnić, oddzielić mowę nienawiści od słów ostrych, dosadnych, których w określonych sytuacjach musimy użyć?

Jest podstawowa różnica. Wszelkie argumenty mogą być ostre, sarkastyczne, inteligentne w swojej złośliwości, mogą nawet zawierać odcień językowej wulgarności pod warunkiem , że są stosowane nie ad personam, nie do człowieka, lecz do sprawy. Jeśli obraża się człowieka, jeśli atakuje się osobę, a nie zachowanie, problem czy zjawisko, jest to przekroczenie norm.

Internauci uważają, że rządowe pomysły na walkę z językiem nienawiści to próba ograniczenia wolności, prawa do swobodnej wypowiedzi.

Można się było spodziewać takiej reakcji części internautów, bo wiemy, jaką areną językowych wykroczeń i napaści jest internet. Uważam, że to zjawisko należy monitorować i, jeśli ono się pojawia instytucjonalnie, to instytucjonalnie należy wymuszać zachowania poprawne.

Jak?

W Sejmie stosować nagany i upomnienia, osoby publiczne publicznie piętnować. Mamy rozmaite rady, komisje językoznawcze. To nie jest ograniczanie wolności, lecz dbałość o to, żeby inni, przez złe pojmowanie wolności, nie cierpieli.

Czy potrzebne są nam specjalne rady i nowe przepisy?

Mamy już przepisy, zgodnie z którymi nie można nikogo bezkarnie znieważać, czy używać wyrazów wulgarnych w miejscu publicznym. Będę z zaciekawieniem obserwował, co z tego wyniknie. Najgorsze, gdyby prawo wykorzystano do celów politycznych. Nie można ludziom odmawiać prawa do krytyki, kneblować im ust. Natomiast dyskusja musi się odbywać w pewnych ramach międzyludzkiego współżycia, to nie może być napaść, bo słowo może zranić jak maczuga, jak nóż.

Wiadomości z Twojego miasta prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
Prześlij nam swój artykuł lub swoje zdjęcia. Nie masz konta? Zarejestruj się!
Masz firmę? Dodaj ją za darmo do Katalogu Firm.
Organizujesz imprezę? Poinformuj nas!

Kalisz.naszemiasto.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kalisz.naszemiasto.pl Nasze Miasto